Strona głównaWywiadyMoja przygoda z pisarstwem trwa dopiero dwa lata, więc czuję się ciągle...

Ostatnio opublikowane

Moja przygoda z pisarstwem trwa dopiero dwa lata, więc czuję się ciągle jeszcze na początku drogi, wywiad z Joanną Tekieli

Dzisiaj wraz z Joanną Tekieli wprowadzimy Was już w klimat świąteczny, ale nie tylko. Porozmawiamy też o książkach i pisaniu. Zapraszam na rozmowę.

Przypuszczam, że pisała Pani Magiczne chwile w Pensjonacie Leśna Ostoja  w okresie innym niż czas Bożego Narodzenia, czy trudno wtedy wczuć się w świąteczny klimat?

Rzeczywiście – kończyłam pisać latem, ale nie było trudno – ja mam „bzika” na punkcie świąt Bożego Narodzenia, więc z przyjemnością wyobrażałam sobie siarczysty mróz i śnieżne zaspy, kiedy za oknem panował skwar. Zresztą ostatnio niestety w Boże Narodzenie pogoda jest bardziej wielkanocna niż zimowa – więc też musimy sobie wyobrażać śnieżną oprawę…

Czy w okresie Bożego Narodzenia czyta Pani właśnie takie świąteczne historie i ogląda świąteczne filmy?

Filmy oglądam rzadko – ja w ogóle mało patrzę w telewizor, ale w okresie świątecznym zdarza mi się oglądać różne animacje albo bożonarodzeniowe, przesłodzone opowiastki. Natomiast świąteczne książki czytam w ilościach hurtowych 😊 Zaczynam w okolicach listopada – zwykle od „Noelki” Małgorzaty Musierowicz – to mój stały punkt. A później sięgam po nowości wydawnicze – i przyznam, że zdarzają się wśród nich także książki dla dzieci.

Jeśli tak to co może Pani polecić moim czytelnikom?

W zeszłym roku spośród wszystkich przeczytanych świątecznych historii najbardziej zauroczyła mnie „Śnieżna siostra” Mai Lunde – piękna opowieść, na dodatek wydana w tak cudownej oprawie, że nie sposób było się jej oprzeć. Na pewno jeszcze do niej wrócę i polecam ją serdecznie.

Czy w Pani domu w okresie Bożego Narodzenia panują jakieś świąteczne tradycje/zwyczaje?

Myślę, że tak jak u większości z nas. Uważam, że tradycje bożonarodzeniowe mają w sobie dużo uroku i pomagają wytworzyć w domu wspaniały nastrój, pełen radosnego wyczekiwania, więc pielęgnuję je.

W okresie przedświątecznym dekorujemy mieszkanie żywymi gałązkami jodły, a także jemiołą, ostrokrzewem i tym, co zbieram przez cały rok: jarzębiną, kaliną, głogiem.

Przygotowania do świąt zaczynam już na przełomie października i listopada, bo właśnie wtedy robię ciasto na piernik. W całym domu pachnie cynamonem, skórką pomarańczową i miodem – i wszystkim cieknie ślinka 😊 To ciasto musi dojrzewać przez kilka tygodni, a piecze się je na pięć dni przed Wigilią.  

Ważnym wydarzeniem są dla mnie – jako mieszkanki krakowskiego Podgórza – Podgórskie Targi Rzeczy Wyjątkowych: w pięknej oprawie. Zawsze je odwiedzam i zawsze znajduję nowe powody do zachwytu.

Odpowiednio wcześnie, zwykle w drugim tygodniu grudnia, wysyłam kartki świąteczne – takie tradycyjne. Wiem, że ten zwyczaj zanika, ale ja bardzo go lubię – o wiele bardziej niż wierszyki przesyłane SMS-ami…

No i każdego roku przynajmniej raz odwiedzam jarmark bożonarodzeniowy (w praktyce na jednym razie nigdy się nie kończy). Zawsze sobie obiecuję, że będę tylko oglądać… Ale wiecie, jak to jest…

Choinkę muszę mieć żywą – zawsze kupuję taką rosnącą w donicy i później daję ją komuś, kto ma duży ogród, albo zostawiam na balkonie. Ubieram ją w laski cynamonu, plasterki pomarańczy i łańcuchy z miechunek. Jeśli to nie wystarczy, żeby w mieszkaniu pachniało świętami, przygotowuję ekologiczny odświeżacz powietrza (przepis na niego znajdziecie w „Magicznych chwilach w Pensjonacie Leśna Ostoja”): gotuję napar z goździków, cynamonu, gałązek świerkowych, imbiru i pomarańczy.

Co najbardziej Pani lubi w tym czasie?

Wszystko! To, że czuję się wtedy, jakbym znowu miała pięć lat i niecierpliwie wyczekiwała pierwszej gwiazdki… To, że w domu jest tak nastrojowo i pięknie. No i to, że mogę nareszcie założyć moje kolczyki z choinkami, takie, które dzwonią przy każdym poruszeniu głową… Czy ja wspominałam, że jestem świątecznym „bzikiem”?

Jest Pani wymagającą czytelniczką? Co musi mieć książka, aby zrobiła na Pani wrażenie?

Różnie bywa. Zależy od nastroju. Są autorzy i autorki, którym ufam w ciemno i pozwalam się prowadzić ich opowieściom, ale chętnie sięgam też po debiuty.

Dobra książka to dla mnie taka, która ma wciągający klimat – wiem, to trudne do zdefiniowania, ale każdy ksiażkoholik na pewno się domyśla, o co chodzi.

Trafiła Pani w ostatnim czasie właśnie na takie książki? Może Pani coś polecić moim czytelnikom?

Tak, ostatnio wielkie wrażenie zrobiła na mnie książka Hanny Krall „Synapsy Marii H.”. Niby taka cieniutka, a ile w niej treści i emocji! Przeczytałam w jeden wieczór, a została we mnie na długo.

Zawsze i o każdej porze zachwycają mnie wiersze Wisławy Szymborskiej, uwielbiam też „Mistrza i Małgorzatę” Bułhakowa, „Powrót z gwiazd” Lema, kryminały Mankella, Lee Childa. Jednak co jakiś czas odkrywam nowe fascynujące światy i historie – nie sposób wszystkich wymienić, ale wspomnę o dwóch olśnieniach z ostatnich miesięcy, to powieści: „Pięść” Bożeny Walewskiej i cykl „Opowieści starych drzew” Agnieszki Osikowicz-Chwai, które Wam gorąco polecam, nawet jeśli się Wam wydaje, że nie lubicie fantastyki!

Gdyby mogła Pani zaprosić na kawę jedną z pisarek lub pisarzy kto by to był i dlaczego?

Kasia Kowalewska! Dlatego, że ta dziewczyna to nie tylko wulkan energii, ale też – dobrego humoru. Chyba najbardziej pozytywnie zakręcona osoba, jaką znam 😊

Jak zaczęła się Pani przygoda z pisaniem? Pamięta Pani dzień, kiedy napisała pierwsze zdanie w pierwszej książce?

Nie, to było dawno temu, jeszcze w czasach studenckich. Najpierw pisałam artykuły (jeden ukazał się nawet w „Cosmopolitan”, z czego byłam baaardzo dumna!) i bardziej marzyła mi się „kariera” dziennikarska niż bycie pisarką.

Ale napisałam wtedy też kryminał z wątkiem romansowym, przeczytało go całe mnóstwo osób i wszystkim się podobał. Na pewno jeszcze gdzieś go mam i tak sobie myślę, że w wolnej chwili przeczytam i sprawdzę, czy nadaje się, by pokazać go ludziom 😊

Ile czasu przeznacza Pani na pisanie? Ma Pani jakiś dzienny rytm pracy, czy raczej jest to działanie pod wpływem chwili?

Pracuję rano, bardzo wcześnie – wtedy najłatwiej jest mi się skupić. Zanim inni w bloku się obudzą i zaczną krzątaninę, mam najlepszy czas na myślenie. Ale nigdy nie zakładam, że będę pisać od… do… czy że nie odejdę od komputera, dopóki nie skończę rozdziału. Piszę dopóki nie poczuję, że już nie jestem pogrążona w świecie, który tworzę. Albo dopóki nie muszę zająć się inną pracą…

Czy w swoim życiu pisarskim, gdyby miała Pani taką możliwość podjęłaby Pani jakieś inne decyzje? Coś zmieniła?

Moja przygoda z pisarstwem trwa dopiero dwa lata, więc czuję się ciągle jeszcze na początku drogi, a jednak sporo doświadczeń już się nazbierało, nie zawsze miłych. Na pewno nie wszystkie decyzje, które podjęłam, były słuszne – ale uczę się na błędach i w przyszłości ich nie popełnię.

Są już plany na wydanie kolejnych książek? Jeśli tak to kiedy możemy się ich spodziewać?

W wydawnictwie Filia jest jeszcze jedna moja książka – pod roboczym tytułem „Leśniczówka Wszebory”. A obecnie dopracowuję powieść, którą napisałam podczas „covidowego uziemienia” – jej roboczy tytuł to „Szepty pienińskich ścieżek”. Powstała z wielkiej tęsknoty za Pieninami, których nie dane mi było wiosną odwiedzić. Myślę, że przed końcem roku wyślę ją do wydawnictwa, ale czy – i kiedy się ukaże, to już inna sprawa.

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane