Ostatnio opublikowane

Nie chcę czytać! #7

W zeszłym tygodniu wybrałam się do kina na Małego Księcia. Wszędzie słyszałam bardzo pozytywne recenzje, dlatego zdecydowałam się w końcu pójść na seans. Cóż, czuję lekki niedosyt.

Mały Książę

Małego Księcia autorstwa Antoine’a de Saint-Exupéry’ego zna niemalże każdy. Książka została przetłumaczona na 270 języków i rozeszła się w nakładzie ponad 140 milionach egzemplarzy, należy do klasyki światowej literatury. Ta króciutka opowieść zawiera w sobie wiele uniwersalnych przesłań. Bałam się, że reżyser filmu nie udźwignie tematyki opowieści i zatraci swoją magię. Tak się na szczęście nie stało, jednak spodziewałam się, że ta animacja bardziej mnie zachwyci. Po pierwsze nie jest to produkcja przeznaczona dla dzieci. A przynajmniej nie dla maluchów. Byłam w kinie, gdzie sala wypełniona była dzieciaczkami miedzy 4 a 14 rokiem życia. Widziałam, że podczas seansu były one znudzone i wyczekiwały końca, w pewnym momencie były nawet przerażone podczas, niektórych scen. Bardziej interesował ich popcorn i coca-cola. Nadal uważam, że w kinie powinien być zakaz jedzenia.

Niezrozumienie przekazywanych treści mogło wynikać z faktu, że w tej opowieści nakładają się na siebie dwa światy, rzeczywisty oraz ten, w którym żył Mały Książę. Akcja miejscami jest bardzo powolna, pozwalająca na refleksję stąd mogła wywołać znudzenie u dzieci. To zdecydowanie bajka dla dorosłych bądź starszych dzieci, podobnie zresztą, jak pisałam w przypadku Minionków. Fakt, że film ma postać animacji nie klasyfikuje go od razu jako bajki dla dzieci. Rodzice powinni zwracać większa uwagę na co wybierają się do kina ze swoimi pociechami. A jeżeli wybrali się na ten film to koniecznie powinni o nim porozmawiać ze swoimi dziećmi.

Dla mnie ciekawym pomysłem było pokazanie losów Małego Księcia w życiu współczesnego człowieka. Jego historia  przedstawiona jest niejako z boku. Opowiada ją dziewczynka wychowywana przez ambitną matkę, która ma dla małej plan na życie. Został poruszony tutaj problem przelewania ambicji rodziców na swoje dzieci. Aczkolwiek uważam, że świat dorosłych został pokazany nieco na wyrost. Zabójcze tempo życia, praca dla korporacji, wychowywanie dzieci na korpoludzi, bezduszny i bezosobowy świat. Przerysowane, jednak pozwala zastanowić się na czym w życiu naprawdę nam zależy.

Sama postać pilota i Małego Księcia (w  części opowiadającej jego losy) zostały pokazane z wykorzystaniem klasycznej animacji stopklatkowej a nie, jak w przypadku całej opowieści, animacji komputerowej. Dosyć wyjątkowy to był widok a przy tym urzekający. Ten zabieg połączył współczesność z uniwersalnością historii Małego Księcia. W całej opowieści zabrakło mi jednak baśniowej prostoty. Dalsze losy Małego Księcia mogą wielu z nas rozczarować. Oczywiście plus za inwencję i nieszablonowe podejście do opowieści. Mark Osborne pokazał, że nie trzeba być niewolnikiem literackiego pierwowzoru. Doceniam kreatywność twórców filmu. Jego wizualność cieszy oko, piękne zdjęcia podkreślają wartość opowieści. Nie mogę pominąć muzyki, która również wpływa na odbiór historii. Zwłaszcza wesołe melodie wydobywające się z gramofonu pilota sprawiały, że miałam ochotę potupać nóżką w rytm melodii. Cały soundtrack przesłuchałam po seansie i jest on zbiorem naprawdę pięknych melodii, które potrafią zapaść w pamięć.

Mały Książę to opowieść uniwersalna. Zwraca nam uwagę na to, byśmy nie dorastali zbyt szybko, a gdy już dorosłość odciśnie na nas swoje piętno, byśmy nie zapomnieli, jak to jest być dzieckiem. Jeżeli macie ochotę na zabawę na placu zabaw, kupno lizaka  czy wskoczenie do kałuży nie wahajcie się. Poczujcie się jak dziecko. Warto ją oglądnąć, chociażby dlatego, by odświeżyć sobie historię Małego Księcia i na chwilę znów poczuć się jak dziecko. I pamiętajcie:

Dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Komentarze

Najczęściej czytane