Strona głównaWywiadyPisanie to cierpliwość. Osobom niecierpliwym odradzałbym tę profesję. To ciężki kawałek chleba,...

Ostatnio opublikowane

Pisanie to cierpliwość. Osobom niecierpliwym odradzałbym tę profesję. To ciężki kawałek chleba, wywiad z Dominikiem Rutkowskim

Dzisiaj mogliście przeczytać recenzję Złych dzieci. Czas na rozmowę z autorem. Zapraszam.

Skąd pomysł na fabułę tej książki? Jak Pan trafił na postać (nie zdradzając szczegółów), która odgrywa ważną rolę w tej historii?

Wymyślanie fabuły jest przedostatnim etapem pracy koncepcyjnej nad książką. Najpierw trzeba zdecydować, o czym tak naprawdę chce się opowiedzieć w powieści, czym podzielić z czytelnikiem, dopiero później dopasowuje się do tego czas i miejsce akcji, dobiera bohaterów. Ja chciałem napisać książkę o strachu, jak się rodzi i do czego prowadzi. Czas, miejsce akcji i stworzeni bohaterowie – także ci historyczni – są do tego odpowiednio dobrani. Także postać, o którą Pani pyta.

To ona stała się impulsem do napisania tej historii? Czy wplotła się w nią przypadkiem?

Ani jedno, ani drugie. Postać, o której tak tajemniczo rozmawiamy, nie była impulsem do napisania Złych dzieci, ale również na łamach powieści nie znalazła się przypadkowo. Chociaż jestem w stanie sobie wyobrazić, że zostaje zamieniona przez innego bohatera – to byłoby możliwe przy pewnych modyfikacjach, bez porzucania tego, o czym tak naprawdę chciałem opowiedzieć.

Robił pan reaserch, jeśli tak, to gdzie Pan szukał materiałów, z czego korzystał?

Tak, książkę zawsze poprzedza głęboki research, szczególnie jeśli jej fabuła jest umiejscowiona – nazwijmy to – w kontekście historycznym. Tak było w tym wypadku. Materiały dobiera się jak najszerzej – to są godziny spędzone w bibliotekach, wertowanie prasy z interesującego nas okresu, opracowań historyków, grzebanie w Internecie.

Gdyby miał Pan w 3 zdaniach powiedzieć o czym są Złe dzieci to jakby Pan opisał swoją historię?

W warstwie fabularnej jest to mroczna historia, opowiadająca o parze dziwacznych Norwegów, odwiedzających Warszawę w schyłkowej Komunie i ich relacjach z przewodnikiem, którego wynajmują. Natomiast sięgając głębiej, znajdziemy w Złych dzieciach rozważania na temat lęku, pochodzenia zła, wpływu historii, tej pisanej przez duże H, na życie jednostki. Tym razem zastanawiam się jakie rysy zostawia ona w naszej psychice, jak zetknięcie z nią wpływa na nasze losy i losy kolejnych pokoleń.

Przyznam szczerze, że konstrukcja tej powieści początkowo przysporzyła mi mały problem żeby się w nią wgryźć. Jak przebiegały prace nad pisaniem jej? Miał Pan przygotowany jakiś zarys, pełen schemat, jakiś plan?

Tak, miałem. W przeciwnym razie sam bym się pogubił w pisaniu, nie mówiąc już o czytelnikach. Zawsze zanim siądę do pisania powieści – albo właściwiej byłoby powiedzieć, do tej fazy pracy nad nią, która powszechnie uważana jest za pisanie – mam ułożoną całą książkę w głowie i notatkach. Kiedy już wiem, o czym chcę pisać, wymyślę bohaterów, fabułę, zaczynam pracować nad konstrukcją. Opracowuję konkretne rozdziały, rozkładam akcenty, dramaturgię, bardzo drobne szczegóły… Potem zostaje jedynie, bagatela, przenieść to na papier.

Który etap pracy nad książka lubi Pan najbardziej?

Postawienie ostatniej kropki. 😉 A tak na poważnie, to chyba końcowy etap wymyślania, zanim odpalę komputer i napiszę pierwsze zdanie. To jest najprzyjemniejszy etap. Samo przelewanie na papier to mozolna męcząca praca, chociaż muszę przyznać, że czasem daje sporo satysfakcji.

Jakich rad udzieliłby Pan osobom, które chcą zacząć przygodę z pisaniem?

Pisanie to cierpliwość. Osobom niecierpliwym odradzałbym tę profesję. To ciężki kawałek chleba, w którym dzień w dzień mozolnie coś się tworzy bez gwarancji czy kiedykolwiek ujrzy to światło dzienne, czy się spodoba, czy jest zwyczajnie dobre. To frustruje i wymaga ogromnego samozaparcia. Trzeba też sprawdzić czy ma się w sobie wewnętrznego kaprala, który co dzień rano zagoni nas do roboty, bo nie jest łatwo dzień w dzień pokonać „ból czystej kartki”. Do pisania potrzebna jest również empatia wobec czytelnika, dlatego samemu trzeba być też czytelnikiem. Zatem rada: czytać, czytać, czytać.

A jak pan wspomina swój debiut pisarski?

Doskonale, chociaż trema była ogromna.

Z każdą wydawaną książką emocje są takie same, czy jednak z czasem maleją?

Chciałbym napisać, że takie same, ale to nieprawda. To trochę powszednieje. Nie ma już takiego bicia serca jak kiedyś, gdy się widziałem swoje nazwisko na wystawie księgarni. Chociaż przyjemność wciąż jest ogromna.

Doczytałam się, że pracował Pan jako redaktor w wydawnictwie pouczającym, jak skutecznie nie płacić podatków. Przyznam, że jako księgową zaciekawiła mnie ta kwestia ;), jednak mnie ciekawi kwestia. Od zawsze chciał Pan być pisarzem, czy przyszło to z czasem?

Jako dziecko nie miałem takich zapędów – chciałem być marynarzem. Potem były fazy: chemik, dyplomata, prawnik, reżyser, aż wreszcie w wieku 19-20 lat zdecydowałem, że będę pisał. Przygotowania, praca nad sobą, nad warsztatem – do momentu, kiedy uznałem, że jestem gotowy na debiut – zajęły mi prawie 25 lat. To jest właśnie ta cierpliwość, o której wspomniałem.

Po jakie książki sięga Pan w wolnym czasie?

To zależy czy jestem, jak to nazywa jeden z moich kolegów po fachu, w fazie powieściowej czy nie. W momencie kiedy piszę – to znaczy siedzę przy komputerze i piszę, a nie wymyślam książkę – nie czytam literatury pięknej. Po prostu nie chcę, żeby czyjś styl wpływał na to, co ja akurat tworzę. Wtedy sięgam po książki historyczne, reportaże, eseje… Kiedy nie piszę, czytam głównie albo wręcz wyłącznie literaturę piękną – od Szekspira, przez Błoka, po Manna i Rylskiego.

Która z ostatnio przeczytanych książek zrobiła na Panu duże wrażenie i może ją Pan polecić moim czytelnikom?

Jestem świeżo po lekturze Pastwisk niebieskich Steinbecka i z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę każdemu, kto szuka piękna w literaturze. Inna książka, która zrobiła na mnie ostatnio wrażenie, to Wyjechali W.G. Sebalda.

A co poza pisaniem i czytaniem robi pisarz w wolnym czasie?

Zarabia na życie. 😉 Niestety z literatury ciężko się utrzymać. Szczególnie jak uprawia się ten jej gatunek, którym ja się zajmuję. Może gdybym przerzucił się na kryminał… ale nie mam takich ambicji. Moim głównym źródłem zarobkowania jest pisanie scenariuszy do seriali i to mnie pochłania. A gdy chcę się oderwać od komputera, to idę na mecz albo pograć w bilard, a jak czas pozwala, ruszam w świat. Uwielbiam podróżować.

Dziękuję za rozmowę!

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane