Strona głównaWywiadyPomysły są sumą moich doświadczeń, obserwacji, rozmów z ludźmi - wywiad z...

Ostatnio opublikowane

Pomysły są sumą moich doświadczeń, obserwacji, rozmów z ludźmi – wywiad z Karoliną Wilczyńską

Do tej pory ukazały się dwie części z serii Stacja Jagodno: Zaplątana miłość oraz Marzenia szyte na miarę. Zapraszam Was do przeczytania wywiadu z autorką – Karoliną Wilczyńską.

Stacja Jagodno to opowieść o kobiecie po przejściach, która na nowo układa swoje życie, samotnie wychowuje córkę, próbuje odnaleźć spokój na wsi. Właśnie wieś staje się dla niej wyjątkowym miejscem. Czy Jagodno ma swój odpowiednik na mapie Polski?

Oczywiście. I wcale tego nie ukrywam. Jagodno to podkielecka gmina Zagnańsk. Właściwie wszystkie pozostałe nazwy wsi i miejsc zostały niezmienione. Wyjątek, to właśnie samo Jagodno. A rzeczywisty Zagnańsk to dla mnie właśnie miejsce wyjątkowe, z którym jestem związana od dziecka i tam uciekam, żeby odpocząć, pokonać trudne chwile czy „naładować akumulatory”. Polecam zwiedzenie tych okolić i całych Gór Świętokrzyskich. U nas jest naprawdę pięknie 😉

Zaplątana miłość i Marzenia szyte na miarę to bardzo życiowe i mądre książki. Skąd pomysł na fabułę, która jest tak urokliwa w swojej prostocie?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Chyba tak samo, jak w przypadku wszystkich moich opowieści – pomysły są sumą moich doświadczeń, obserwacji, rozmów z ludźmi. Staram się pokazywać życie takim, jakie jest – różnorodne, może nie zawsze wesołe, ale zawsze trzeba mieć nadzieję, bo świat pełen jest dobrych i życzliwych ludzi.

Czy babcia Róża ma swój pierwowzór w rzeczywistości? Muszę przyznać, że bardzo polubiłam tę staruszkę.

Babcia Róża jest sumą kobiecej mądrości, ludzkiej życzliwości i dobra, które istnieje wokół nas. Nie ma konkretnego pierwowzoru, ale jestem pewna, że każdy ma swoją babcię Różę. Trzeba ją tylko odnaleźć i zauważyć.

Kiedy zatem doczekamy się kolejnej części Stacji Jagodno? Ma Pani określoną ilość książek, która ukaże się w tej serii czy raczej zależy to od Pani wyobraźni?

Kolejna część opowieści o Jagodnie planowana jest na wiosnę przyszłego roku. Na razie zakładam, że będą w sumie cztery części, jednak nie wykluczam, że to może się zmienić. Wiele zależy od czytelników.

Pewnie wiele z czytelniczek czeka na romans pomiędzy Tamarą i Łukaszem, zdradzi Pani tajemnicę czy między nimi w końcu zaiskrzy? Pojawi się uczucie?

A skąd ja to mogę wiedzieć? Czy ktoś jest w stanie przewidzieć kogo i kiedy połączy miłość? Uczuć nie da się zaplanować. Musimy wszyscy cierpliwie poczekać. Nawet ja jeszcze nie znam losów tych dwojga bohaterów, szczególnie, że Łukasz wyjechał i nikt nie wie, gdzie jest.

Stacja Jagodno to opowieść o życiu ze wszystkimi jego wadami i zaletami. Bardzo bliska czytelnikowi. Skąd czerpie Pani inspiracje, gdy brak przysłowiowej weny?

Patrzę, słucham, czuję – to moje inspiracje. Ludzie są tak ciekawi, a życie tak różnorodne, że weny nigdy mi chyba nie zabraknie.

Ma Pani jakieś specjalne rytuały związane z pisaniem? Ulubione miejsce, w którym Pani tworzy?

Nie mam żadnych rytuałów. Nie mam notatek, określonych pór pisania, dziennych limitów. Moje pisanie jest jak ja – spontaniczne, nieco szalone i nieprzewidywalne. Oraz pełne emocji.

Są tematy, o których nie chciałaby Pani pisać, których na pewno nie poruszy Pani w swoich książkach, takie tematy tabu? Gdzie jest granica?

Nie wydaje mi się, żeby istniał jakiś temat tabu. Literatura nie zna ograniczeń. Wszystko zależy od tego, jak o czymś napiszemy. Każdą rzecz można zwulgaryzować, strywializować czy ośmieszyć. Można też spróbować zrozumieć, znaleźć przyczynę, pokazać problem, dać nadzieję. Mnie odpowiada ta druga droga.

Uważam, że każdy powinien się rozwijać niezależnie czy jest się pisarzem, księgową jak ja czy nauczycielką. Jeśli się Pani ze mną zgadza w tej kwestii to jak pracuje Pani nad swoim warsztatem pisarskim?

Przede wszystkim czytam. Staram się uczyć od tych, którzy są moimi mistrzami słowa. I to wydaje mi się najlepszą metodą, którą zresztą zawsze polecam.

Jest Pani autorką powieści obyczajowych. Próbuje Pani swoich sił z innymi formami tj. opowiadaniami, felietonami, scenariuszami itp. czy nawet z innymi gatunkami?

Owszem, lubię czasami spróbować czegoś innego. Dla odmiany, dla sprawdzenia się. Zdarza mi się pisać opowiadania – tę formę bardzo sobie cenię, bo pomaga nauczyć się zawarcia całej historii w znacznie mniejszej objętości. Napisałam opowiadania m.in. w konwencji horroru i kryminału. I chyba z dobrym skutkiem, bo otrzymałam za nie nagrody w konkursach literackich. Natomiast kilka lat temu pisałam felietony w cyklu „Z pamiętnika matki ucznia”. Robiłam to przez pięć lat, a więc właściwie przez cały „podstawówkowy” czas mojego syna.

Jest Pani prezesem własnej fundacji, trenerką, terapeutką i wykładowcą uniwersyteckim. Pisze o sobie, że posiada dar nieograniczonego rozciągania czasu i dzięki temu w wolnych chwilach haftuje, ozdabia przedmioty techniką decoupage’u i tworzy biżuterię, rozmyślając przy tym o rzeczach ważnych i błahych. Zdradzi nam Pani jak nabyć dar rozciągania czasu? Jak udaje się Pani pogodzić wszystkie te zajęcia i jeszcze znaleźć czas na pisanie?

Ciągle jestem o to pytana i moja odpowiedź jest zawsze taka sama. Trzeba po prostu robić to, co się lubi, a wtedy czas sam się rozciągnie i wystarczy go na wszystko. Ot, cała tajemnica.

Na Pani stronie możemy znaleźć adres mailowy, na który każdy może wysłać swoją historię. Ludzie chętnie dzielą się swoimi przeżyciami?

Tak. Co mnie bardzo cieszy, bo lubię ludzkie historie. Jednak nie wszystkie są radosne. Bywa, że zasmucam się, czytając. Czasami też wzruszam. Bardzo cenię ten rodzaj kontaktu i żadnego listu nie pozostawiam bez odpowiedzi. To dla mnie wielkie wyróżnienie, oznaka zaufania, więc podchodzę do tych zwierzeń z wielkim szacunkiem.

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane