Strona głównaWywiadyNa coś takiego jak „wena” patrzę raczej z przymrużeniem oka - wywiad...

Ostatnio opublikowane

Na coś takiego jak „wena” patrzę raczej z przymrużeniem oka – wywiad z Natalią Sońską

Mniej złości, więcej miłości to druga książka autorstwa Natalii Sońskiej. Zapraszam Was do przeczytania wywiadu z autorką, którą poznacie bliżej.

Kim jest Natalia Sońska? Jak opiszesz siebie trzema zdaniami.

Jestem niepoprawną optymistką. Lubię patrzeć na świat przez różowe okulary, uwielbiam się uśmiechać i cieszę się z drobnostek. Do wielu spraw podchodzę bardzo emocjonalnie, momentami jestem zbyt ufna i być może trochę naiwna, ale po prostu wierzę w ludzi.

Skąd pomysł na pisanie?

Pomysł na pisanie zrodził się całkiem przypadkowo. W pewnym momencie stało się to po prostu moim sposobem na złapanie oddechu, oderwanie się na chwilę od rzeczywistości. Tak na poważnie zaczęłam pisać na studiach. Potrzebowałam pewnej odskoczni od podręczników, nauki, stresów. Zdałam sobie wówczas sprawę, że przeniesienie się w inną rzeczywistość byłoby idealnym sposobem na oderwanie się codziennej rutyny, dlatego zaczęłam ten inny świat tworzyć, przelewając myśli kotłujące się w mojej głowie na papier. Nie sądziłam wówczas, że aż tak mnie to pochłonie, że stanie się w pewnym sensie sposobem na życie.

Garść pierników, szczypta miłości to typowa historia miłosna, w swojej drugiej książce doszedł jeszcze wątek sensacyjny (tak go nazwijmy ;)) Skąd taki pomysł?

Postanowiłam odejść troszkę od typowego „love story” i przyznam się, że momentami naprawdę improwizowałam. Chciałam sprawdzić, czy uda mi się stworzyć coś bez lukrowanej otoczki, by sprostać wymaganiom bardziej krytycznych czytelników. W moim zamyśle było też zaskoczenie ich zupełnie innym zakończeniem niż dotychczas. Czy mi się to udało? To pytanie do osób które już książkę przeczytały, a ja przyznam, że jestem bardzo ciekawa odpowiedzi. Starałam się jednak utrzymać fabułę w podobnym klimacie jak „Pierniki, choć w pewnych momentach byłam zupełnie bezradna. Historia po prostu wymykała mi się spod kontroli, a bohaterowie robili co chcieli. Stąd właśnie wątek sensacyjny, który nieprzewidywanie wkradł mi się do powieści. Nie żałuję jednak, bo naprawdę bardzo przyjemnie pisało mi się tę książkę.

Z którą ze swoich bohaterek mogłabyś się utożsamić?

Myślę, że z Hanią. Choć od początku mówiłam, że w żadnym wypadku nie jest ona odzwierciedleniem mojej osoby, nadal zresztą tak uważam, znajduję teraz więcej cech wspólnych właśnie z nią, niż z Kingą czy Mirką. Jesteśmy podobnie zdeterminowane w dążeniu do celu, ambitne, mamy pewne priorytety, których się trzymamy i równie łatwo jest nas zranić. Jesteśmy spokojniejsze i bardziej rozważne niż Kinga czy Mira. Ale to chyba wszystkie nasze podobieństwa.

Kto jako pierwszy czyta Twoje powieści?

Jako pierwsze czytają moje przyjaciółki i rodzina. Moja siostra „Mniej złości, więcej miłości” przeczytała w dwa wieczory, zamknąwszy się w pokoju z tabliczką „nie przeszkadzać”. Oczywiście nie zapominam o blogerach, których recenzje często ukazują się jeszcze przed premierą, oni też są jednymi z pierwszych czytelników.

Jakie masz pisarskie plany na przyszłość? Możesz nam zdradzić czy obecnie nad czymś pracujesz? Jeśli tak to ponownie powieść obyczajowa, czy może pokusisz się na coś innego?

Pracuję nad kolejną książką, wciąż do głowy przychodzą mi nowe pomysły, staram się więc spisywać je na bieżąco. Rozpoczętych mam kilka wątków, lecz co z tego będzie… czas pokaże. 😉 Myślę jednak, że w moim przypadku powieści obyczajowe to najbezpieczniejsze rozwiązanie. Najlepiej czuję się w tym gatunku i myślę, że będę się go trzymać, jednak postaram się ubarwiać moje powieści, na przykład wątkami sensacyjnymi czy dramatycznymi. 😉

Masz swoje utarte „rytuały” podczas pisania tj. ulubiona pora, miejsce itp?

Zazwyczaj piszę wieczorami, gdy mogę skupić się tylko i wyłącznie na pisaniu, gdy nic wokół mnie nie rozprasza. Nie jest to jednak reguła, bywa i tak, że siadam na tarasie i wsłuchując się w zewsząd dobiegające odgłosy jestem w stanie się bardziej skoncentrować, niż wieczorem. To zależy głównie od mojego nastroju danego dnia, od tego kiedy znajduję chwilę, żeby poświęcić się pisaniu. Często dopisuję pewne fragmenty z doskoku, gdy nagle wpadnie mi do głowy jakiś pomysł. Nie jestem też w stanie określić czy mam jakiś konkretny rytuał związany z pisaniem. To raczej pisanie staje się taką codzienną tradycją – siadam przy biurku lub biorę laptopa na kolana i piszę. Jedyne co mi towarzyszy za każdym razem to kubek herbaty, która niestety zawsze zdąży ostygnąć, nim oderwę się na chwilę i upiję kilka łyków.

Piszesz na podstawie wcześniej stworzonego zarysu powieści, czy raczej dajesz się ponieść wyobraźni i tworzysz „na gorąco”?

Z reguły daję się właśnie ponieść wyobraźni. Zawsze mam wstępny zarys, jakiś punkt wyjścia, wokół którego buduję fabułę, nigdy jednak nie mam szczegółowo wypunktowanego planu, bo nawet gdy coś takiego sobie przygotuję, nie jestem w stanie się go ściśle trzymać. Dlatego czasem zaczynam od zakończenia, czasem od punktu kulminacyjnego, a cała reszta przychodzi nagle, w trakcie pisania. Bardzo często jest też tak, że wykreślam całe rozdziały, bo przychodzi mi do głowy inny pomysł, przez co muszę zmienić większość fabuły. Niejednokrotnie mi to przeszkadza, bo być może łatwiej byłoby pisać według z góry ustalonego konspektu. Z własnego doświadczenia jednak wiem, że nawet gdybym bardzo chciała pracować w ten sposób, bohaterowie nigdy mi na to nie pozwolą, zawsze spłatają mi jakiegoś figla i muszę się im wówczas podporządkować 😉

Wena istnieje? Jeśli tak to, gdzie jej szukasz? Co Cię inspiruje?

Na coś takiego jak „wena” patrzę raczej z przymrużeniem oka. Czasem żartuję sobie, że mnie opuszcza, przez co miewam zastoje, a innym razem nagle na mnie spływa, dzięki czemu potrafię zapisać ciągiem kilkanaście stron. Częściej jednak po prostu szukam inspiracji niż czekam na cudowne olśnienie. A inspiruje mnie wszystko, co mogę wokół siebie zaobserwować. Wszelkie, zdawałoby się prozaiczne i przyziemne sprawy, które dotyczą codziennego życia potrafią być bardzo inspirujące. Pod wpływem takich subtelnych bodźców można wysnuć naprawdę ciekawe wnioski, które później wystarczy jedynie przenieść na karty powieści.

Najchętniej sięgasz właśnie po literaturę kobiecą, czy lubisz też inne gatunki?

Najczęściej sięgam po literaturę obyczajową, kobiecą, jednak nie stronię od innych gatunków literackich. Lubię również kryminały, a dobrych pozycji z tego rodzaju nie brakuje, co bardzo mnie cieszy. Fantastyka także znajduje miejsce w mojej biblioteczce, tak samo jak powieści pisane w oparciu o fakty lub reportaże. Przyznam też, że interesują mnie powieści i książki historyczne, szczególnie dotyczące historii Polski, głównie dwudziestolecia międzywojennego i okresu II wojny światowej. Co więcej, uwielbiam czytać i przeglądać przewodniki i książki kucharskie, a w szczególności zdjęcia w nich zamieszczone!

 Jaka książka, którą ostatnio przeczytałaś zrobiła na Tobie duże wrażenie?

„Zanim się pojawiłeś” Jojo Moyes. Zainteresowałam się nią tak naprawdę dopiero w momencie, gdy zaczęło robić się głośno o jej ekranizacji. Byłam ogromnie ciekawa skąd wokół niej tyle szumu i gdy ją przeczytałam, zrozumiałam, że był on w zupełności uzasadniony! Książka jest piękna, historia opisana przez autorkę urzeka od samego początku, a w dodatku jest napisana tak przyjemnym językiem, że nie sposób się od niej oderwać! Rzadko wzruszam się czytając, jest naprawdę niewiele pozycji, które wycisnęły ze mnie łzy. W tym przypadku płakałam jak bóbr, co najmniej tak, jakbym sama była bohaterką tej książki! Wywarła na mnie ogromne wrażenie, przez kilka dni po jej przeczytaniu non stop o niej myślałam. Jest to naprawdę bardzo dobra powieść, która pozostaje w pamięci na długi czas. Co więcej, przez emocje jakie u mnie wywołała, nie wiem czy odważę się ją przeczytać jeszcze raz, mimo iż bardzo bym chciała.

Co poza pisaniem pochłania Twój czas? Masz jakieś hobby?

Najwięcej mojego czasu poza pisaniem pochłania nauka. Studia są dość wymagające i niestety czasu na inne przyjemności zostaje niewiele. Staram się jednak nie zamykać na ludzi, spotykam się z przyjaciółmi. Lubimy zebrać się w naszym gronie, przygotować wspólnie coś dobrego do zjedzenia i po prostu rozmawiać. Uwielbiam spędzać czas w kuchni gotując lub piekąc i gdy mam go trochę więcej, wynajduję jakieś ciekawe przepisy i eksperymentuję. Poza tym staram się też aktywnie spędzać wolne chwile. Jazda na rolkach czy rowerze lub spacery po górach są czymś, co bardzo lubię i co przynosi mi wiele przyjemności, dlatego gdy tylko mam możliwość i pogoda sprzyja, spędzam czas właśnie w ten sposób.

Na stronie przeczytacie też recenzję książki Garść pierników, szczypta miłości oraz kilka słów o najnowszej książce Mniej złości, więcej miłości.

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane