Strona głównaWywiadyPróbuję cieszyć się drobnostkami i szukać radości w codziennych czynnościach - wywiad...

Ostatnio opublikowane

Próbuję cieszyć się drobnostkami i szukać radości w codziennych czynnościach – wywiad z Danką Braun

Zapraszam Was do przeczytania wywiadu z Danką Braun, który zapoczątkuje u mnie nową rubrykę. Przeczytajcie co o pracy pisarki opowiedziała mi autorka, jakie ma plany na przyszłość oraz gdzie lubi wybrać się w Krakowie.

Fot. Klaudia Kot / Klaudia Kot photography

Tworzy Pani pod pseudonimem, dlaczego? Skąd pomysł na Dankę Braun? Wiąże się z tym jakaś historia?

Danka Braun to mój pseudonim literacki, nie mam więc nic wspólnego z golarkami firmy Braun, gwarantuję również, że Ewa Braun, kochanka Hitlera, to nie moja ciotka. Było kilka powodów dlaczego nie użyłam mojego prawdziwego nazwiska. Moją pierwszą powieść „Historię pewnego związku” pisałam jeszcze przed ukazaniem się „50 twarzy Greya”. Nie było wtedy takiego wysypu erotyków co teraz, a w mojej książce występują sceny erotyczne, dlatego wolałam wydać ją pod pseudonimem, tym bardziej że mój młodszy syn był wtedy w klasie maturalnej. Oprócz tego moje nazwisko jest trudne do zapamiętania i zawsze przez wszystkich przekręcane, a imię pretensjonalne: Regina, co po łacinie znaczy „królowa”.
Pseudonim wymyślił mi mąż. Na początku trochę sceptycznie podchodził do mojego pisania, ale po przeczytaniu fragmentu zmienił zdanie. Później często żartował ze mnie mówiąc: Pisz, pisz, może kiedyś napiszesz taki bestseller jak Dan Brown i staniesz się jego damską odpowiedniczką. Taką polską Danką Brown. I tak zostało. Spolszczyłam tylko nazwisko z Brown na Braun.

Prowadzi Pani wraz z mężem biuro rachunkowe (swoją drogą ktoś z mojej branży ;)) skąd zatem pomysł, by zacząć pisać? Była to spontaniczna decyzja, czy raczej świadomie podjęta i przemyślana?

Nigdy nie myślałam o pisaniu, cała moja dotychczasowa twórczość ograniczała się do pisania listy zakupów i wypracowań szkolnych dla moich synów. Chociaż to bardzo niepedagogiczne, ale niestety nie potrafiłam im odmówić. Na szczęście im nie zaszkodziłam, bo obaj zdali bez problemu maturę z języka polskiego. Pomysł na napisanie powieści powstał w mojej głowie, gdy przeczytałam pewną bardzo przeciętną powieść, która z czasem stała się światowym bestsellerem. Pomyślałam wtedy, że może i ja spróbuję coś napisać. Był to okres, gdy opiekowałam się moim chorym na Parkinsona teściem i nie wychodziłam prawie z domu. Mam dużo więcej czasu niż przeciętna polska kobieta, ponieważ nie muszę dojeżdżać do pracy, bo nasze biuro mieści się w domu. Ostatnio mąż zwalnia mnie z większości księgowych obowiązków, dlatego mogę zająć się prawie wyłącznie pisaniem.

Z krótkiej informacji o Pani zamieszczonej z tyłu bije duża dawka optymizmu. Jaka jest Pani recepta na szczęście, poczucie spełnienia i codzienny uśmiech na twarzy?

Z tym optymizmem różnie bywa, ale staram się, żeby było jak najmniej ponurych dni w moim życiu. Przede wszystkim usiłuję nie wybiegać za często w przyszłość i żyć teraźniejszością. Nie ma sensu zamartwiać się na zapas, tym bardziej rzeczami od nas niezależnymi. Mam duży margines tolerancji w stosunku do ludzi – gdy się nie ma zbyt dużych oczekiwań, jest mniej rozczarowania. Próbuję cieszyć się drobnostkami i szukać radości w codziennych czynnościach. Dobrze na mnie działa słoneczny, lecz niezbyt upalny dzień, towarzystwo pogodnych ludzi i ciekawa książka. Czasami poprawiam sobie nastrój czekoladą lub kieliszkiem czerwonego wina – kiedyś był to kieliszek adwokata, ale wino jest chyba zdrowsze.

Gdyby miała Pani określić trzema słowami swoją twórczość jakie by to były słowa?

Hm, to dość trudne dla mnie zadanie, bo nie wiem, czy moje książki są rzeczywiście takie, jakie bym chciała, żeby były. Chciałabym by bawiły czytelnika, trochę uczyły i troszkę zmuszały do refleksji. Adresuję je do ludzi młodych – niekoniecznie młodych fizycznie, lecz młodych mentalnie, bo chociaż moi bohaterowie są w średnim wieku, mówią i zachowują się jak młodzi ludzie.
Mówi się: kto czyta, żyje wielokrotnie. Ja oferuję czytelnikom życie, o jakim marzy większość z nas: ciekawe, barwne, pełne uniesień, ale które w rzeczywistości wcale nie jest lepsze od tego, które mamy na co dzień. Dzięki moim książkom chcę przenieść czytelnika do alternatywnego świata, podobnego do realnego, ale w którym jest więcej emocji, wrażeń i adrenaliny. Żeby oderwali się od codzienności, od szarości i nudy, i zakosztowali innego życia. Na myśl przychodzi mi znane chińskie przekleństwo: „obyś żył w ciekawych czasach”. Można to również przetransformować na: „obyś miał ciekawe życie”. Wbrew pozorom nie jest to dobre życzenie. Owszem dobrze jest mieć ciekawą pracę, ciekawość życia, ale ciekawe życie niekoniecznie jest dobre. Spokój i nuda, na które narzekamy, jest de facto dla nas dobrodziejstwem, ale niestety często doceniamy to dopiero w starszym wieku. Z perspektywy swoich przeżytych lat uważam, że lepiej mieć w realu nudne lecz spokojne życie, natomiast to drugie ciekawsze, pełne emocji i adrenaliny, przeżyć w świecie powieściowej iluzji, takiej jak moje powieści. W nich ciągle coś się dzieje, bohaterowie doświadczają wielu ciekawych przygód, wielkich miłości i jeszcze większych rozczarowań. W moich książkach natkniemy się na różne niespodziewane sploty wydarzeń i podstępne intrygi, występki i zbrodnie, tajemnice i zagadki – jedynie, czego w nich brakuje, to spokoju i nudy. 🙂

Nie zabijaj mnie, kochanie to powieść na granicy różnych gatunków. Taki romantyczny kryminał. Spokojnie mogą po niego sięgnąć również mężczyźni, dostaje Pani sygnały, że również oni czytają Pani książki?

Piszę moje powieści przede wszystkim z myślą o kobietach, ale zauważyłam, że wśród czytelników, którzy polubili moją stronę internetową, są również mężczyźni. Usłyszałam pochlebne opinie na temat moich książek z wielu męskich ust. Nie jest to z ich strony jedynie kurtuazja, bo oprócz pochwał, mówią mi również, co się im nie podobało (np. opisy kobiecych strojów). Mężczyźni nie lubią zbyt dużo ckliwości ani długich opisów przyrody, a w moich książkach tego nie ma. Lubią szybką narrację, dużo akcji i ostre wypowiedzi, co jest charakterystyczne dla moich powieści. W każdej książce staram się przedstawić również męski sposób myślenia, dlatego relacjonuję wydarzenia nie tylko z pozycji kobiety, ale i mężczyzny. Mam trochę wiedzy na temat męskiej mentalności, bo jestem zewsząd otoczona mężczyznami: mam ojca, brata, szwagra, męża, dwóch synów i trzech bratanków. Wydaje mi się, że wiem, co siedzi w głowie przeciętnego faceta. Staram się patrzeć na moich bohaterów wyrozumiałym okiem, dlatego każdego z nich oprócz wad obdarowuję również zaletami. U mnie nie ma ani idealnych ludzi, ani stuprocentowych czarnych charakterów. Nawet ci najgorsi z czasem trochę „bieleją”.

Śledzi Pani polski rynek wydawniczy? Czy w ostatnim czasie zachwycił Panią jakiś debiutujący pisarz?

Czytam bardzo dużo, ale niestety nie są to książki polskich debiutujących pisarzy. Znam wybiórczo „próbki” twórczości czołowych polskich powieściopisarek, ale nie wszystkie ich powieści. Owszem śledzę, co nowego wychodzi na rynku wydawniczym, ale rzadko je czytam, zadawalając się jedynie recenzjami. Powodem mojej słabej znajomości współczesnej polskiej literatury jest obawa, że nasiąknę, nawet nieświadomie, ich manierą i sugestiami. Z tego powodu również nie oglądam polskich seriali. Moje powieści są tylko i wyłącznie produktem mojej wyobraźni – są sterylne i całkowicie wyjałowione od literackich naleciałości współczesnych polskich autorów 🙂

Jak Pani uważa, na co najbardziej należy uważać, rozpoczynając karierę pisarza? Jakie niebezpieczeństwa czyhają na debiutantów, którzy chcą wydać swoje książki?

Chociaż wydano już 4 moje powieści, dwie są już napisane, ale jeszcze nie wydane, nie uważam się za osobę upoważnioną do dawania tego typu rad. Nadal uważam siebie za początkującą powieściopisarkę. Z rad, jakie przychodzą mi do głowy to: dużo pisać i dużo czytać. Powołam się na słowa mistrza suspensu Stephena Kinga, który powiedział: „żeby zostać dobrym pisarzem trzeba codziennie 4 godziny czytać i 4 godziny pisać”. Na początek mogą to być krótkie formy: opowiadania, lub nowelki. Według mnie bardzo dobrym sposobem na wyrobienie sobie „pióra” jest prowadzenie blogu czytelniczego.
Co do drugiego pytania to radziłabym uważać na wydawnictwa, które za pieniądze autora wydają jego książkę. W dzisiejszych czasach, kiedy panuje moda na pisanie, a czytelników jest coraz mniej, nie jest trudno wydać książkę – wystarczy zapłacić. Dużo trudniej jest ją sprzedać. Książka niefachowo zredagowana, ze słabą korektą i szatą graficzną może zaszkodzić w karierze pisarskiej, stać się „wstydliwą plamą” i przez to przystopować rozwój twórczy. Kiedy wydawnictwo odrzuciło manuskrypt, nie wolno się zrażać, trzeba próbować dalej. Warto trochę nad nim popracować, poprawić, doszlifować i wysłać do innego wydawnictwa. Jeśli powieść jest dobra, znajdzie się kiedyś wydawca, który ją wyda.

Wena. Puste pojęcie czy raczej coś co się faktycznie odczuwa? Gdzie jej Pani szuka?

Wena w znaczeniu „natchnienie twórcze”, naprawdę istnieje. Pamiętam, że kiedy skończyłam pisać swój drugi kryminał (zostanie wydany prawdopodobnie jesienią), ogarnął mnie strach – o czym ja będę teraz pisać?! Chwilę później coś zaiskrzyło w mojej głowie i powstał pomysł na trzecią powieść kryminalną. Wymyśliłam, że będzie to nowy cykl, saga kryminalna. Każda książka z tej serii ma tworzyć samodzielną powieść, a zaprezentowana przeze mnie historia będzie toczyć się na tle losów Marty i rodziny Orłowskich. Intryga kryminalna zostanie przedstawiona w klasycznej formie: zamknięte grono podejrzanych i detektyw-amator próbujący rozwiązać zagadkę. Nie będą to jednak mroczne kryminały, ociekające krwią i brutalności, ale opowieści łączące elementy powieści obyczajowej, romansu i thrillera. Teraz kończę trzecią książkę tej serii.
Jeśli chodzi o natchnienie, to przychodzi ono u mnie samoistnie i nieoczekiwanie. Najpierw powstaje ogólny zarys historii, a z czasem dobudowuję środek. Często w trakcie pisanie przychodzą mi do głowy różne pomysły, którymi potem wzbogacam książkę, czasami nawet zmieniając całkowicie początkowy zamysł. Żeby poszerzyć swoje informacje na dany temat lub żeby je zweryfikować, często korzystam z Internetu – tam wszystko jest, nawet sposób wiązania krawata 😉 Przed wysłaniem manuskryptu do wydawnictwa podsuwam go niektórym znajomym do przeczytania. Gdy stwierdzę, że ich uwagi i wskazówki są zasadne, to je uwzględniam i poprawiam tekst.

Sama korzystałam z rad dotyczących wiązania krawata 😉 Co Panią inspiruje, czy niektóre sytuacje opisane w książkach wydarzyły się naprawdę, czy są wymysłem wyobraźni?

Część opisanych przeze mnie zdarzeń jest wytworem mojej wyobraźni, ale często inspiracją dla mnie są również prawdziwe historie, które przydarzyły się mnie, moim znajomym lub znajomym moich znajomych – oczywiście trochę je zmieniam i dodaję kolorytu. Zauważyłam, że czasami rzeczywiste sytuacje i zdarzenia są bardziej niesamowite i niewiarygodne niż te wymyślone.

Jak przebiegają prace nad pisaniem w Pani przypadku? Robi Pani zarys historii, notatki czy raczej pisze Pani bez wcześniejszego scenariusza?

Dotychczas podczas pisania moich sześciu książek nie potrzebowałam żadnego konspektu, bo cały scenariusz miałam w głowie, zapisałam na karteczce jedynie nazwiska niektórych bohaterów, żeby mi się nie pomyliły. Teraz, przy pisaniu mojej siódmej powieści, zrobiłam dość dokładny plan wydarzeń i zanotowałam nazwiska bohaterów. Fabuła tej powieści jest skomplikowana, wielowątkowa z retrospekcjami do czasów wojny, akcja dzieje się w Austrii, a bohaterami są w większości Austriacy, dlatego przed zabraniem się do pisania musiałam wcześniej przygotować się merytorycznie z tematu. Przeczytałam kilkanaście artykułów i publikacji dotyczących sytuacji gospodarczej i politycznej w Austrii przed II wojną światową. Korzystałam również z informacji, które dostarczał mi nasz znajomy Austriak polskiego pochodzenia. Ta powieść jest jak na razie najbardziej absorbująca z wszystkich moich książek, ale dzięki niej poszerzyłam swoje wiadomości o Austrii i II wojnie światowej; mam nadzieję, że uda mi się przemycić trochę tej wiedzy i moi czytelnicy również z tego coś skorzystają.

Który z wykreowanych bohaterów jest Pani najbliższy?

Moim ulubionym bohaterem jest Robert Orłowski, bogaty i przystojny neurochirurg, kobieciarz, który ma tyle samo wad, co zalet. Jest czasami tak nieznośny, że sama się dziwię, że jego żona z nim wytrzymuje 😉 Reprezentuje większość męskich wad i słabości. Ma mentalność typowego Polaka, który odniósł sukces zawodowy i finansowy. Chce czerpać z życia jak najwięcej, nie zważając przy tym, że swoimi zachciankami rani innych. Jest rozpieszczonym przez kobiety egoistą i egocentrykiem, ale pod wpływem miłości do żony przechodzi mentalną ewolucję. W jego psychice i zachowaniu zachodzą duże zmiany na lepsze, ale do końca nie wiadomo, czego się można po nim spodziewać. Wydaje mi się, że bardzo wielu mężczyzn mogłoby się z nim utożsamiać. Ulokowałam w Robercie dużo cech charakteru znajomych mi osobników płci męskiej – tak uważają ich żony, koleżanki i przyjaciółki – dlatego przez te słabości postać Roberta jest bardziej realistyczna, w niczym nie przypomina idealnego męskiego bohatera typowych romansów, tylko faceta z sąsiedztwa.

Dotyka Pani istotnych tematów dotyczących rodziny. Nie raz są to tematy trudne i kontrowersyjne. Czy przez swoją twórczość chce Pani pokazywać, że problemy można pokonać, że warto walczyć o rodzinę? Jakie wartości są dla Pani istotne?

Rzeczywiście rodzina jest dla mnie wartością największą i uważam, że trzeba wszystko robić, żeby ją utrzymać w miarę dobrej kondycji. W dzisiejszych czasach instytucja rodziny przechodzi poważny kryzys. W pokoleniu moich rodziców rozwody należały do rzadkości, nie zdarzały się tak często jak wśród moich rówieśników. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja współczesnych młodych małżeństw. Znam przypadki, że związki rozpadały się już po kilkunastu miesiącach wspólnego życia. Jeśli małżonkowie są bezdzietni nie ma sprawy – gorzej jest, gdy w rodzinie pojawiły się dzieci. Uważam, że obie strony muszą walczyć o utrzymanie rodziny. Powinny posiąść sztukę wzajemnego kompromisu, nauczyć się wybaczania i tolerancji. Oczywiście nie zawsze się to udaje, ale zauważyłam, że często małżonkowie zbyt szybko się poddają, Niewierność, zdrady są dziś na porządku dziennym, nikogo to już nie szokuje. Niestety bardzo często dzieci z takich rodzin, później również powielają to w swoich związkach.

Jaka książka zrobiła na Pani ogromne wrażenie, o której pamięta Pani do dzisiaj?

Przeczytałam w swoim życiu tysiące książek i wiele z nich wywarło na mnie duże wrażenie, trudno mi wymienić tylko jedną. Z wczesnej młodości zapamiętałam skandynawską powieść historyczną autorstwa Sigrid Undset, laureatki Nagrody Nobla pt. „Krystyna córka Lavransa”. Wtedy po raz pierwszy zetknęłam się z określeniem „saga”; nie wiedziałam, co to znaczy i musiałam skorzystać z encyklopedii. Wątpię, czy ta powieść by mi się teraz tak bardzo spodobała, bo gusta się zmieniają, ale wtedy byłam nią oczarowana. Dzięki niej pokochałam sagę, jako gatunek literacki. Uwielbiam opowieści rodzinne, które ciągną się na przestrzeni kilkudziesięciu lat, a najbardziej lubię, gdy akcja dzieje się w egzotycznych dla mnie krajach i w odległych czasach, dzięki czemu mogę poznać trochę historii i kultury innych narodów. Drugim gatunkiem literackim, jaki preferuję, są kryminały, ale nie te mroczne, w których krew leje się strumieniami, tylko takie z dobrze rozbudowanym tłem obyczajowym i psychologicznym. Ostatnio duże wrażenie wywarła na mnie powieść Stevena Kinga „Dallas 63”. Mało znam jego twórczość, bo nie przepadam za horrorami ani powieściami grozy, ale ta książka, tak jak i jego „Zielona mila”, jest wyjątkowa. Wspaniale napisana, z ciekawą fabułą, błyskotliwa i mądra. Takiego Kinga uwielbiam 🙂

Mieszka Pani w Krakowie, jakie jest Pani ulubione miejsce, gdzie najchętniej się Pani wybiera?

Takim ulubionym miejscem dla mnie jest Żurada, moja rodzinna miejscowość pod Olkuszem. Chociaż dwa razy dłużej mieszkam w Krakowie, wciąż jestem bardzo związana emocjonalnie z Olkuszem i Ziemią Olkuską, nadal utożsamiam się z mieszkańcami tego miasta i okolic. Tam się urodziłam i wychowałam, tam chodziłam do szkoły i uczyłam się życia. Nie jestem wyjątkiem, chyba większość ludzi czuje sentyment do miejsc z czasów dzieciństwa i wczesnej młodości. Dla mnie Ziemia Olkuska była, jest i chyba zawsze będzie bardzo bliska mojemu sercu – to moja mała ojczyzna.

Bardzo serdecznie dziękuję za wywiad!

Zapraszam do zapoznania się z recenzją książki Nie zabijaj mnie, kochanie.

Zdjęcie pochodzi z Facebooka p. Danki Braun.

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane