Ostatnio opublikowane

Klub filmowy #2

Luty w klubie filmowym upłynął na projekcjach filmów dosyć specyficznych i takich, po których czasami miałam mieszane uczucia. Jutro już pierwszy marcowy film, zatem czas na małe podsumowanie.

W lutym pierwszym filmem w ramach klubu filmowego był Tom of Finland. Historia opowiadająca o życiu rysownika, artysty i ilustratora, który wpisał się w popkulturę związaną ze środowiskiem gejowskim. Touko Laaksonen, bo o nim mowa, to postać, specyficzna, wycofana i niezabiegająca o uznanie dla swoich pracy, które tak właściwie przyszło dosyć późno. O ile temat i życie artysty wydaje się dosyć kontrowersyjne, tak sam film został odarty z kontrowersji i nałożono na niego wygładzający filtr, dlatego na próżno szukać tutaj szokujących, mocnych scen ociekających seksem. Sama historia i sposób jej przedstawienia wydaje się dosyć chaotyczny i poszarpany. Przełomowe momenty w życiu Tauko zostały potraktowane po macoszemu. Surowy, skandynawski klimat został zestawiony z lekkością i swobodą obyczajów w Los Angeles. Takie kontrastowe zestawienie rożnych społeczności staje się synonimem dwóch, skrajnych podejść do homoseksualizmu. Niby wszystko dobrze, jednak czegoś mi w tym zabrakło. Tom of Finland to opowieść o tym, jak samotność i wycofanie jednostki staje się impulsem do powstania globalnej społeczności. O niezrozumieniu, odrzuceniu, wycofaniu, ale też o sztuce, której tutaj jest niestety jak na lekarstwo. Film warto zobaczyć, chociaż dlatego, by poznać tę postać, która w Polsce nie jest zbyt popularna, mimo że na świcie stała się ikoną.

Kolejną filmową propozycją był nowy film Emira Kusturicy, Na mlecznej drodze. W główną rolę wcielił się sam reżyser, któremu towarzyszy Monica Bellucci. Film Kusturicy to mieszanka realizmu magicznego i groteski. To opowieść o miłości, która się zdarza na tle wydarzeń wojennych. To nieco baśniowa historia, która mocno kontrastuje z brutalnością wojny. Naturalistyczne sceny przeplatają się z pięknem pejzaży, głośna, bałkańska muzyka z ciszą pomiędzy kochankami. Czasami odnosi się wrażenie, że Kusturica chciał w jednym filmie zawrzeć wszystkie pomysły, momentami wkrada się chaos, a uczucie, które de facto stało się motywem przewodnim, schodzi na drugi plan. Co ciekawe ogromna brutalność wojennej rzeczywistości została podana z dużą dozą poczucia humoru także podczas seansu można się kilka razy szczerze roześmiać. Jak wspominałam na wstępie to jeden z tych filmów, po którym mam mieszane uczucia. Kusturica mnie do końca nie przekonał do swojego kina, zwłaszcza, że był to jego pierwszy film, z którym miałam do czynienia. Z czystej ciekawości na pewno sięgnę po Underground oraz Życie jest cudem, które zebrały wiele dobrych recenzji.

Trzeci seans to pokaz debiutu Łukasza Rondudy, który opowiada o jednej z bardziej oryginalnych par tj. performera Wojtka Bąkowskiego oraz poetki i artystki Zuzanny Bartoszek. Główne role przypadły w udziale Jackowi Poniedziałkowi i Justynie Wasilewskiej (świetna kreacja). A sam film był… dosyć specyficzny, pokręcony, jednak na swój sposób wyrazisty. Tak naprawdę był on też dziwny, może dlatego, że opowiadał historię dwójki outsiderów. W dodatku artystów, którzy nadal żyją i sami współtworzyli dialogi. Pomijam już sam fakt tworzenia filmów biograficznych o osobach, które nadal żyją. Niemniej w Sercu miłości pokazani oni zostali jako postaci niezbyt sympatyczne. Ich życie i związek to pasmo ciągłego prześcigania się, kradzieży pomysłów, obwiniania. Z drugiej strony stanowią oni ciekawe spojrzenie na sztukę, jako siłę nie tylko budującą, ale także destruktywną, burzącą relacje i przynoszącą rozczarowanie. I chyba ten element najbardziej mnie przekonuje. To trudny w odbiorze film, chaotyczny, poskładany z wycinków życia. Miejscami absurdalny, czasem do bólu szczery.

Ostatnim seansem był The Florida Project, czyli zderzenie amerykańskiego snu z brutalną rzeczywistością. Film pokazuje Amerykę, o której się głośno nie mówi, pokazuje biedę, dorastanie w ubogich dzielnicach, walkę o pozycję. Historia pokazany z perspektywy dwójki dzieci staje się tak naprawdę odzwierciedleniem życia dorosłych. Chciałabym powiedzieć, że ten film jest lekki i zabawny. Owszem jest wiele scen, które mogłyby wywołać śmiech. Mogłyby. Pewnie wtedy, gdyby opowiadały historię osadzoną w innym miejscu, opowiadająca historię dwójki dzieciaków, które już na starcie nie mają ciężkiego życia. Mnie ten film nie bawił i zapewne nie taki też był zamysł reżysera. Film porusza pokazując szare, przesiąknięte beznadzieją oblicze Ameryki, brak perspektyw i tak naprawdę chęci do zmian, co zresztą widać po bohaterach, którzy wegetują zamiast żyć. Wymowne zakończenie, nieoczywiste, otwarte tylko podkreśla i dopełnia tę opowieść, amerykański sen, w którym nie chcielibyśmy się znaleźć.

Smutek w różnych odsłonach

Luty w klubie był specyficzny i dziwny. To dwa określenia, które przychodzą mi jako pierwsze na myśl. W moim odczuciu najlepiej wypadł The Florida Project, zaraz po nim Tom of Finland. Wszystkie z czterech produkcji opowiadają o samotności, poszukiwaniu lepszego życia, o wyobcowaniu, odrzuceniu. Każda z nich pokazywała inny rodzaj smutku, chociaż czasami pokazany był on w radosnej formie.

Co w marcu? Już jutro Zabicie świętego jelenia, później The Place, Niemiłość i W ułamku sekundy. Marzec zapowiada się bardzo dobrze! 😉

 

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane