Całkiem niedawno przeczytałam Złodziejkę książek. Zaraz po lekturze postanowiłam zapoznać się z filmem. Wielkie było moje zdziwienie, gdy w połowie filmu go wyłączyłam, gdyż zwyczajnie wiedziałam co się wydarzy. W dodatku czytając zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam. Stąd moje pytanie: najpierw książka potem film, czy może na odwrót? A może książka lub film?
W niedzielę rozpoczął się BookAThon, czyli maraton czytelniczy (o moich wyzwaniach możecie poczytać tutaj) Ten tekst już jakiś czas czekał na dopracowanie i swoją publikację i właśnie nadarzyła się okazja. Dlaczego akurat teraz? Otóż jednym z wyzwań BookAThonu jest przeczytanie książki i oglądniecie jej filmowej adaptacji. Na początku szukałam książki, która doczekała się adaptacji, a której jeszcze nie czytałam. W wielu przypadkach albo oglądałam już film bądź miałam przyjemność przeczytać książkę. W końcu postanowiłam zrezygnować z tego wyzwania i skończyć tekst, który waśnie czytacie.
Jak wspomniałam na wstępie czytałam książkę (Złodziejkę książek) a potem chciałam oglądnąć film. Efekt znacie. Nie inaczej było w odwrotnym przypadku. Oglądnęłam Zaginioną dziewczynę i do tej pory nie potrafię zabrać się z książkę, mimo iż zdaję sobie sprawę, że jest to dobra książka. W sobotę byłam w kinie na filmie Najdłuższa podróż, który został nakręcony na podstawie książki Nicholasa Sparksa. Nie wiem czy sięgnę po książkę a o samym filmie na pewno opowiem w kolejnym wydaniu Nie chcę czytać! Na pewno nie sięgnę po książkę teraz, gdy jestem świeżo po seansie. Dlaczego?
Zazwyczaj wszyscy wychodzą z założenie, że najpierw należy przeczytać książkę a potem oglądnąć film, istnieje nawet taka strona na Facebooku. Mam z tym problem. Po pierwsze czytając książkę w mojej głowie powstaje intersubiektywny twór intencjonalny. Pojęcie, które do teraz pamiętam z lekcji języka polskiego. Już tłumaczę co ono oznacza. Podczas czytania w naszej głowie tworzy się obraz tego, o czym w danym momencie czytamy. Blondynka o niebieskich oczach w mojej głowie wygląda zupełnie inaczej niż u Ciebie. Ta sama blondynka z niebieskimi oczami ma tyle twarzy ile osób czyta daną książkę. Oglądając film odczuwamy dysonans, gdyż nagle nasza wizja blondynki dostaje twarz konkretnej aktorki. Burzy się nasze wyobrażenie, które powstało podczas czytania. W dodatku filmy zazwyczaj upraszczają sytuacje opisane w książce. Trudno się temu dziwić, by 300 stronicową książkę zawrzeć w niecałych 2 godzinach filmu. Uciekają subtelne szczegóły, mniej istotne wątki, wszystkie smaczki, które wyłapujemy podczas lektury. Denerwuje mnie też, gdy film zbyt odbiega od fabuły. Czytając Anioły i demony Dana Browna a następnie oglądając film byłam w dużym szoku.
W drugą stronę działa to podobnie. Oglądając film dostajemy dokładnie wykreowane postacie. Później czytając w głowie właśnie one się pojawiają i nie zostawiamy pola do popisu naszej wyobraźni. Tym samym lektura staje się uboższa. Wiem, że czytając książkę Nicholasa Sparksa Luke będzie miał twarz konkretnego aktora – Scotta Eastwooda.
Zdjęcie: www.moviesroom.pl
U mnie trwa odwieczny konflikt: wpierw zdecydować się na przeczytanie książki a następnie oglądnąć jej ekranizację, czy zrobić to w odwrotnej kolejności? Niestety zazwyczaj kończy się na jednej opcji: książka albo film. Chyba, że pomiędzy jedną a drugą czynnością upływa sporo czasu. Pamięć bywa ulotna i wiele szczegółów się zaciera, dlatego po długim czasie decyduję się na książkę, gdy oglądałam film i odwrotnie. Drugim wyjątkiem jest konkretny film i książka, a mianowicie Duma i uprzedzenie. Wpierw oglądałam film, a następnie czytałam książkę. Później znowu oglądałam film i właściwie to kilka razy 😉
Zdaję sobie sprawę, że decydując się wyłącznie na książkę bądź film tracę możliwość przeczytania dobrych książek, czy też oglądania filmu świetnie wyreżyserowanego. Jednak łączenie tych dwóch czynności, mimo że są całkiem różne, dla mnie jest bezowocne. W końcu całe życie to wybór, a wybór to rezygnacja.
A jak ta kwestia wygląda u Was?;)