Strona głównaBrak kategoriiKiedy tylko zacznę pisać, to ten stworzony świat wciąga mnie całkowicie, wywiad...

Ostatnio opublikowane

Kiedy tylko zacznę pisać, to ten stworzony świat wciąga mnie całkowicie, wywiad z Natalią Przeździk

Ostatnio opowiadałam Wam o książce Pod wspólnym dachem, a dzisiaj zapraszam na rozmowę z Autorką.

Do tej pory ukazały się dwa tomy, a na ile części przewidziana jest ta seria? Możemy liczyć na kolejną?

Oczywiście 🙂 Na razie mam gotowe trzy części, pisanie trzeciej części skończyłam jeszcze przed premierą „Domu pod kasztanem”. Teraz pracuję nad inną serią, ale kto wie, może wrócę jeszcze do bohaterów trylogii. Premiera ostatniego tomu już za kilka miesięcy.

Pracując nad książką trzyma się Pani konspektu?

Nie. Zwykle mam w głowie jakiś plan, ale pozwalam sobie na wolność. Pomysły przychodzą w trakcie pisania. Często jest tak, że bohaterowie zaczynają żyć swoim życiem i nagle widzę, że nie zachowaliby się tak, jak pierwotnie zakładałam. Wtedy zmieniam koncepcję. Bardzo to lubię, to patrzenie, jak ktoś, kto na początku był tylko zarysem, imieniem i nazwiskiem, nagle staje się coraz bardziej sobą. Ma swoje powiedzenia, sposób mówienia, patrzenia na świat. To chyba moja ulubiona część tworzenia. Zwykle po skończeniu powieści czuję się tak, jakbym zaprzyjaźniła się z zupełnie nowymi ludźmi i żal mi, że to już koniec. W przypadku serii „Historie galicyjskie” było inaczej, mogłam przebywać z bohaterami aż przez trzy tomy.

Pani bohaterka ma dosyć stanowcze zdanie, co do literatury rozrywkowej, czy Pani także nie przepada np. za kryminałami?

Nie, chętnie sięgam po kryminały, szczególnie retro. Uwielbiam na przykład serię Maryli Szymiczkowej (to oczywiście pseudonim, pod którym kryje się dwóch pisarzy) o profesorowej Szczupaczyńskiej. Ale uwielbiam tworzyć wyrazistych bohaterów, którzy mają swoje upodobania, czasem dziwactwa. Nie muszą być zgodne z moimi, pozwalam im na odrębność. Bohater nie musi wyrażać moich osobistych przekonań, ale powinien być prawdziwy. W życiu mam podobnie, lubię różnych ludzi, także tych o odmiennych od moich poglądach. Myślę, że na tym polega prawdziwa tolerancja. Tworzenie różnorodnych bohaterów pomaga ją rozwijać. Liczę na to, że czytelnicy też polubią Zuzię, nawet jeśli prywatnie są fanami kryminałów.

A po jakie lektury sięga Pani najchętniej?

Jako dziecko najchętniej sięgałam po przygodowe i coś mi z tego zostało. Bardzo lubię fantastykę, uwielbiam czytać utwory Andrzeja Pilipiuka. Jestem fanką serii sci-fi Jacka Campbella o zaginionej flocie. Ponieważ kocham podróżować, chętnie sięgam po książki podróżnicze, często zupełnie nieznanych mi autorów. Poznawanie nowych kultur i zwyczajów to coś, co bardzo cenię, bo pozwala spojrzeć na nasz świat z dystansem.

5ani bohaterka lubi poezję, czy w Pani życiu jest ona równie ważna?

Tak, tutaj akurat pozwoliłam sobie na pisanie o czymś, co jest istotną częścią mojego życia. W dodatku, podobnie jak Zuzia, bardzo lubię twórczość Leopolda Staffa i zawsze się wzruszam podczas wertowania tomików z jego wierszami. Od dziecka słuchałam poezji śpiewanej. Rodzice często puszczali w domu kasety i płyty zespołów typu Wolna Grupa Bukowina, Stare Dobre Małżeństwo, słuchaliśmy też artystów z Piwnicy pod Baranami. Jestem im za to bardzo wdzięczna, bo świat poezji śpiewanej jest naprawdę piękny, choć może utwory nie pojawiają się na listach przebojów. Dlatego właśnie pozwoliłam sobie na stworzenie w książce takiego miejsca jak „Galicja”, gdzie w tle można posłuchać właśnie takiej dobrej muzyki. Sama znam kilka takich miejsc i lubię tam przebywać.

Czy pisząc swoją pierwszą powieść odczuwała Pani podobne emocje jak Zuza?

„Dom pod kasztanem” pisałam w czasie, kiedy dochodziłam do siebie po bardzo trudnych wydarzeniach. W dodatku właśnie skończyłam pisanie dość mrocznej książki (jeszcze się nie ukazała, ciągle nad nią pracuję od czasu do czasu, ale mocno mnie przeorała). Dlatego pierwsza część serii z założenia miała być typowym comfortbookiem, chciałam przy niej po prostu odpocząć. Zresztą muszę przyznać, że uwielbiam czytać takie książki, w których nie ma szalonych zwrotów akcji, ale jest klimat, można przenieść się do jakiegoś miejsca, poczuć smaki i zapachy, zaprzyjaźnić się z bohaterami. Pisząc kolejne części nie miałam już aż tak mocnej potrzeby spokoju, pozwoliłam sobie na wyrzucenie z siebie tego, co mnie bolało, gdy patrzyłam wokół siebie. Ale „Dom pod kasztanem” to było moje koło ratunkowe w ciężkim czasie i mam nadzieję, że dla wielu czytelników też się nim okaże. W tym pełnym bodźców świecie i ciągłym zalewie zazwyczaj przykrych informacji potrzebujemy spokoju jak chyba nigdy wcześniej.

Ma Pani swoje ulubione rytuały podczas pisania?

Jestem mamą sześciorga dzieci, więc nawet jeśli mam rytuały, to muszę być elastyczna. To nie jest tak, że rano robię sobie kawkę, siadam przy biureczku i piszę do określonej godziny. Częściej muszę zająć się sprzątaniem, domowymi obowiązkami, naszymi zwierzakami. Ale staram się zawsze mieć tą godzinkę czy dwie dla siebie na pisanie. Dawniej pisałam głównie późnym wieczorem, kiedy dzieci już spały. Teraz korzystam z tego, że nawet najmłodsze wychodzą już do przedszkola i piszę do południa, zanim wrócą do domu. Zazwyczaj po prostu siadam przy komputerze i kiedy tylko zacznę pisać, to ten stworzony świat wciąga mnie całkowicie. Nawet jeśli mam przy sobie kawę, to o niej zapominam i po prostu stygnie. Budzi mnie dopiero zegar mówiący, że czas kończyć i lecieć po dzieci.

Pisanie to cały proces, który etap lubi Pani najbardziej?

Zauważyłam, że co pisarz, to inne upodobania. Moja przyjaciółka bardzo lubi zaczynać pisać i bardzo się zapala tworząc początek powieści. Ja akurat za tym nie przepadam, bo tak mam, że zawsze muszę się z czymś oswoić. Nowe sytuacje to zawsze dla mnie dyskomfort i podobnie jest z powieściami. Ale po kilkunastu stronach, gdy już zaczynam lubić się z bohaterami i mam zarys miejsc, pisanie sprawia mi frajdę. No i zawsze wzruszam się podczas pisania zakończenia. Najbardziej chyba lubię ten moment na dwa rozdziały przed końcem, kiedy już wiem, jak skończy się powieść, ale mogę jeszcze pisać. Czuję się wtedy tak, jakbym leciała i podziwiała piękne widoki. Kocham moją pracę 🙂

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane