Muszę przyznać, że ta autorka była mi zupełnie obca. Ale koniecznie muszę to zmienić.
Z tego co sprawdziłam Allende wydała kilka książek, które ukazały się w naszym kraju. Będę nadrabiać. Wiatr zna moje imię, o której opowiem Wam w ramach współpracy reklamowej z Wydawnictwem Marginesy, to powieść totalnie w moich klimatach. Przepadłam w niej bez reszty!
Wiedeń, rok 1938. Ojciec Samuela Adlera, sześcioletniego żydowskiego chłopca, znika podczas nocy kryształowej, a rodzina traci wszystko. Zdesperowana matka wsadza Samuela do pociągu, który zabierze go z nazistowskiej Austrii do Anglii. Chłopiec, ze skrzypcami pod pachą, rozpoczyna nowe życie. Już zawsze towarzyszyć mu będą ciężar samotności i niepewność.
Arizona, rok 2019. Siedmioletnia Anita Díaz wraz z matką uciekają przed niebezpieczeństwem w Salwadorze. Ich przybycie do Stanów Zjednoczonych zbiega się z wdrożeniem nowej, bezwzględnej polityki rządu, przez którą na granicy zostają rozdzielone. Samotna i przestraszona, z dala od wszystkiego, co zna, Anita ucieka do Azabaharu, magicznego świata, który istnieje tylko w jej wyobraźni. Tymczasem młoda pracownica opieki społecznej i odnoszący sukcesy prawnik walczą o zjednoczenie dziewczynki z matką i zapewnienie jej lepszej przyszłości.

Wiatr zna moje imię to jedna z powieści, o których się nie zapomina. Przepełniona bólem, złością na świat i poczuciem niesprawiedliwości. Allende nie boi się poruszać aktualnych tematów, a historie jej bohaterów łapią za serce. To opowieść o utracie poczucia bezpieczeństwa, o dzieciach rozdzielonych z rodzicami, o brutalnej polityce, o traumach i o nadziei, która mimo wszystko się tli. W najnowszej książce autorki śledzimy losy dwójki bohaterów. Samula, żydowskiego chłopca, którego historia zaczyna się w 1938 roku, kiedy zostaje rozdzielony z rodzicami oraz współcześnie historię małej Anity, która wraz z matką uciekła z Salwadoru do Stanów Zjednoczonych, jednak na granic została rozdzielona z matką i trwa walka o nią z systemem imigracyjnym. Obie historie się ze sobą wiążą i to nie tylko dzieciństwem, które od najmłodszych lat było naznaczone emigracją. Wiatr zna moje imię to opowieść, która pokazuje, że historia mimo wszystko lubi się powtarzać, a cierpią na tym ci najsłabsi. To historia o traumie pozostawianej w dzieciach po rozłączeniu z rodzicami, o brutalnej polityce migracyjnej i o tym, że czasami najlepiej żyje się nam z rodziną z wyboru, a nie tą biologiczną. Autorka nie boi się poruszać ważnych tematów, z jednej strony jest pełna czułości dla swoich bohaterów, a z drugiej pokazuje bezduszność systemu. Mamy tutaj pandemię, politykę migracyjną Stanów Zjednoczonych, ale też powrót do czasów II wojny światowej. Wszystko to bardzo umiejętnie ze sobą połączone i dające powieść, o której długo nie zapomnę. To historia o niewyobrażalnej stracie i tęsknocie i o tym, że pewnych traum nie da się wyleczyć, a trzeba nauczyć się z nimi żyć. To także opowieść zmuszająca do refleksji nad losem wielu uchodźców, gdzie temat ten jest ciągle aktualny, oraz nad traktowaniem dzieci w takich sytuacjach. Dawno żadna historia mnie tak nie poruszyła, jak właśnie historia małej Anity. Czytajcie. Polecam!