Ostatnio opowiadałam Wam o książce W ciszy Twoich słów, a dzisiaj zapraszam za rozmowę z Autorką.
Akcja W ciszy Twoich słów toczy się w Bieszczadach to są znane Pani tereny?
Byłam nad Soliną kilka lat temu, ale przez cały tydzień pobytu padał deszcz, więc nie mogłam wystarczająco nacieszyć się pięknością tego terenu. Od kilku lat podglądam grupy na FB związane z Bieszczadami, czytałam też wiele książek, których akcja dzieje się właśnie tam, a że Bieszczady kojarzą mi się z wytchnieniem i odpoczynkiem od codzienności, uznałam, że to będzie dobre tło do historii, którą chcę opowiedzieć. Mam takie ciche marzenie, żeby kiedyś wyjechać tam samotnie i spędzić w jakiejś leśnej chatce chociaż tydzień (wiem, wiem, wilki itp., ale pragnienie jest silniejsze od strachu 😉), póki co częściowo spełniam to marzenie w mojej powieści.
A skąd w ogóle pomysł na fabułę i kiedy się on w Pani zrodził?
Pomysł zrodził się w czasie pandemii, w sklepie… Od kilku lat robię zakupy w dużym markecie, niedaleko mojego miejsca zamieszkania, który zatrudnia m.in. osoby niesłyszące. Gdy w sklepach było mniej ludzi, a kolejki były „rozciągnięte”, żeby nie stać zbyt blisko siebie, miałam więcej czasu na to, by przyglądać się temu, co się dzieje wokół mnie. Zaczęłam się zastanawiać nad życiem ludzi niesłyszących, ale jeszcze jako zupełna ignorantka, pomyślałam, że nie jest z nimi „tak źle”, że przecież zawsze mogą porozumieć się na piśmie i bariera chociaż częściowo jest łamana… Kiedy zaczęłam już pisać powieść i bardziej interesować się tym tematem, doszło do mnie pewne olśnienie, a właściwie przeżyłam szok, ludzie niesłyszący od dziecka nie znają języka polskiego! Żeby mogły się nim posługiwać, muszą się go nauczyć. A dalszy research i lektura książki „Głusza” (autorstwa Anny Goc) coraz bardziej otwierały mi oczy… Zrozumiałam, że temat, który chcę poruszyć, jest trudny i głęboki, i mam nadzieję, że skłoni do refleksji i zauważenia ludzi wokół nas, nie tylko borykających się z głuchotą…
Jak zazwyczaj przebiegają prace nad książką? Ma Pani schemat, którego się trzyma, czy idzie Pani na tzw. żywioł?
Najpierw musi być impuls, coś, co sprawi, że zaczynam myśleć o danej historii. Pojawia się początek powieści (niekoniecznie pierwsza scena), ale potem idę „na żywioł”, nie robię planów, po prostu zaczynam pisać.

A wena? Faktycznie istnieje?
Tak, nie byłabym w stanie zacząć pisać jakiejś historii, gdybym jej najpierw nie poczuła, gdyby coś nie zatrzepotało w moim sercu i sprawiło, że zaczynam intensywnie o tym myśleć. Samo pisanie jednak to praca, którą trzeba wykonać jak każdą inną, dlatego zdarza mi się odsuwać moment stukania w klawiaturę, gdy codzienność za bardzo przytłacza, ale nie czekam na wenę, żeby ponownie zasiąść do komputera, czekam jedynie na moment ciszy i samotności, by móc w pełni skupić się na tym, co robię.
A czy to właśnie powieści obyczajowe są przez Panią najchętniej czytane?
Dla relaksu, rozrywki tak, zdecydowanie lubię powieści obyczajowe i je najczęściej czytam. Od kilku lat na równi z obyczajówkami czytam też książki z zakresu psychologii, zdrowia i tzw. rozwoju osobistego, bardzo interesuje mnie ta tematyka.
Ma Pani jakieś swoje ukochane książki, które wszystkim poleca?
Ze wspomnianej tematyki książek z zakresu psychologii jest mnóstwo takich, które polecam (założyłam nawet stronę na IG @piękniejszy_swiat, na której przedstawiam pozycje według mnie warte uwagi). Poza nimi jest wiele takich, które mnie poruszyły, pamiętam sztukę „Czekając na Godota”, jak to głęboko do mnie trafiło, jak dało do myślenia to tytułowe czekanie na kogoś/coś, tak można przeżyć całe życie i stracić najlepsze lata w bezczynności. „Romeo i Julia”, „Mały Książę”, „Mała Księżniczka”, „Tajemniczy ogród” to klasyka, która mnie zachwyciła i próbuję teraz ten zachwyt przekazać mojej starszej córce. Z powieści obyczajowych jest wiele pięknych historii, ale takiej ukochanej nie mam.
Kilka dni temu ukazała się Pani druga powieść, czy stres w związku z premierą był mniejszy, czy wręcz przeciwnie?
Był o wiele większy. Niespodziewany dla mnie bardzo pozytywny odbiór mojej pierwszej powieści „Znajdziesz mnie wśród chmur” sprawił, że została mi postawiona poprzeczka bardzo wysoko. Bałam się, żeby czytelnicy się nie zawiedli. Wiedziałam, że napisałam historię ważną, wartą uwagi, ale jest to zupełnie inna powieść, dlatego ta niepewność, czy się spodoba, była duża. Teraz po pierwszych, pozytywnych ocenach, napięcie powoli opada.
A czy są już plany na kolejne historie? A może już Pani nad czymś pracuje?
Skończyłam pisać trzecią powieść, a fabuła czwartej już się tli, już coś się zaczyna układać w głowie i sercu. To ten moment, który najbardziej lubię, ten dreszczyk emocji, ekscytacja czymś nowym, jeszcze nieznanym do końca. To jak pojawienie się dziecka w łonie matki, już jest, ale musi się odpowiednio rozwinąć, zanim przyjdzie na świat…
A co poza pisaniem i czytaniem książek lubi Pani robić?
Lubię i bardzo doceniam chwile samotności i ciszy. Żyję w dużym pędzie, w wielkim mieście, pracuję zawodowo, piszę, czytam, trójka moich dzieci wymaga częstej uwagi i żeby nie zwariować 😉 staram się „zatrzymywać”, idę na spacer, piję w ciszy kawę, czytam lub słucham muzyki, którą kocham na równi z literaturą. Kiedy wszystko za bardzo zaczyna przytłaczać, biorę słuchawki i puszczam sobie ulubioną muzykę, najczęściej tuż przed snem. Muzyka to też taniec, od zawsze lubiłam pląsać, a od kilku miesięcy tańczę Zumbę, co też bardzo nastraja mnie pozytywnie i daje wytchnienie od codzienności. Zauważyłam, że nawet prace porządkowe (koszenie trawy, grabienie liści, odśnieżanie 😉), które muszę wykonać, gdy jestem na mojej ukochanej wsi, przynoszą mi radość, chyba dlatego, że uwielbiam to miejsce. Tak więc poza pisaniem i czytaniem lubię po prostu odpoczywać!
