Strona głównaWywiadyJa zawsze pracuję nad nową powieścią – albo piszę, albo tworzę konspekt,...

Ostatnio opublikowane

Ja zawsze pracuję nad nową powieścią – albo piszę, albo tworzę konspekt, wywiad z Agnieszką Jeż

Wczoraj opowiadałam Wam o najnowszej książce Agnieszki Jeż, a dzisiaj zapraszam na rozmowę z autorką.

Akcja Pani najnowszej książki toczy się w Zakopanem lat 30. ubiegłego wieku, zakończenie sugeruje, że to zamknięta opowieść, a czy planuje Pani napisać coś jeszcze w podobnym klimacie?

Plany mam szeroko zakrojone, a w nich przewaga pomysłów nad czasem, w którym można je wszystkie zrealizować. Często – ostatnio zawsze – wplatam historię do swoich powieści – czy to jako tło, miejsce akcji, czy jako element ważnej dla fabuły przeszłości. Do tej pory były to lata wojenne, teraz na scenę wkroczyło dwudziestolecie. Bardzo lubię tę epokę – od niej zaczęło się moje pisanie, ponieważ zadebiutowałam esejem „Kuchnia dwudziestolecia. Co i jak jadano”. A to się z kolei wydarzyło dlatego, że międzywojniem – literacko – zajmowałam się na studiach. „Miłość w Zakopanem” jest z jednej strony obrazem epoki, czułym ukłonem w stronę kobiet, które z mozołem wykuwały sobie wtedy swój lepszy los (zresztą robią to wciąż i wciąż), a z drugiej strony –  literacką grą, która do fikcji dokłada sporą porcję prawdy – rzeczywistych miejsc, wydarzeń, osób. Bardzo dobrze mi się tę powieść pisało. Już na etapie pomysłu czułam, że przede mną coś fajnego, ale czas realizacji przebił te odczucia. Zatem – myślę, że podobny klimat wróci. Bardzo też jestem ciekawa czytelniczych wrażeń.

Jak długo zbierała Pani potrzebne materiały do książki?

W przypadku „Miłości w Zakopanem” kwerenda była rozłożona w czasie. Fabułę osadziłam w czasach, które są mi dobrze znane, bo zajmował się nimi wcześniej i zawodowo, i dla przyjemności. Przed napisaniem tego eseju, o którym wspominałam, przez kilka miesięcy czytałam gazety z tamtych lat – dzienniki, tygodniki, miesięczniki. Niebywale mnie to wciągnęło – wszystko: od listów do redakcji, przez kroniki towarzyskie, kąciki kulturalne, kosmetyczne i kulinarne, po artykuły o tematyce społecznej i politycznej. Wiedziałam zatem całkiem nieźle, jak wyglądał dzień powszedni w międzywojniu. Teraz doszła lektura wspomnień pierwowzoru mojej bohaterki, które umieszczono w książce Spostrzeżenia nad ludźmi. Szczere wyznania Massażystki. Są tu zarówno teksty z pamiętników Marii Jadwigi Strumff, jak i bardzo rozbudowany wstęp na temat epoki. Na koniec przyszedł czas na dobre rozeznanie w Zakopanem tamtych lat. W mojej powieści wszystko się zgadza – ulice, sklepy, nazwy, prawdziwe postaci, ich wypowiedzi. Tu znowu pomagały zdigitalizowane gazety sprzed wieku, a oprócz tego wiele publikacji książkowych. W moje potrzeby i gust najbardziej trafiła seria Czarnego: „Kroniki zakopiańskie”, „Krupówki” oraz „Nieobecne miasto”.

Który etap pracy nad powieścią lubi Pani najbardziej?

Każdy ma swoje blaski, ale najbardziej emocjonujący jest moment, gdy z natłoku myśli, inspiracji, gdzieś zobaczonych obrazów, zasłyszanych słów zaczyna się wyłaniać konkret, czyli pomysł, jak te nitki spleść, by wyszła z tego dobra fabuła. Potem podobny moment następuje wtedy, gdy napiszę pierwsze zdanie, a za nim kolejne i pierwsza strona nowego tekstu gotowa. Później… cóż, później jest troszkę trudniej, ale po mniej więcej dwóch miesiącach, gdy ostatnie zdanie już wyraźnie widoczne na horyzoncie, znowu czuję te emocje. I tak wygląda u mnie pisarski cykl.

Fot. Bartosz Pussak

Gdyby teraz miała Pani zadebiutować, czy coś zrobiłaby Pani inaczej?

Nie zastanawiam się nad tym, ponieważ nie mam supermocy cofania się w czasie. Co było, jest w zamkniętym zbiorze zdarzeń przeszłych. Co będzie – to jeszcze nie istnieje i tym też nie zaprzątam sobie głowy. Jest to, co teraz, i tym żyję. Czasem przychodzi do mnie myśl, że dlaczego nie wcześniej, przecież całe moje życie było związane z książkami – zawsze bardzo dużo czytałam, skończyła dwie filologie, potem byłam redaktorką i wydawczynią. Zabrakło mi odwagi, to chyba to. Nie dość wierzyłam w siebie, uważałam, że pisarstwo to zawód dla wybrańców. Ale tak ostatecznie, czy to źle? Według mnie jakość pisarstwa zależy od dwóch spraw: tego, ile się czyta, i tego, ile się przeżyło, więc uznaję, że dla moich czytelników to lepiej, że nie zadebiutowałam w młodszym wieku.

A przysłowiowa wena istnieje? Pisze Pani codziennie, czy raczej pod wpływem chwili i natchnienia?

O to trzeba pytać raczej poetów, choć od kiedy dowiedziałam się, jak skutecznie Słowacki grał na giełdzie, przestałam nawet o romantykach myśleć jak o twórcach żyjących wyłącznie nieziemskim natchnieniem…

Pisanie to mój zawód. Między 9 a 14 siedzę przy biurku i to, co spisałam w konspekcie, przerabiam na opowieść. Owszem, bywa, że czasem pisze mi się lepiej, a czasem gorzej, ale to efekt samopoczucia – stanu myśli i ciała, czyli czegoś, co ma wpływ na każdą pracę. W pisarstwie ważny jest przede wszystkim warsztat, umiejętność ubierania myśli w słowa – tę umiejętność się ćwiczy. Jasne, jest jeszcze to coś, co jest darem, talentem, dzięki któremu niektóre historie czyta się tak, jakby się przez nie płynęło i co jakiś czas się myśli: „autorka/autor siedzi w mojej głowie, też tak mam, też tak czuję, tylko nie potrafiłabym/potrafiłbym tego w ten sposób opowiedzieć”.

Jadwiga to bardzo charyzmatyczna postać, gdyby ktoś zdecydował się zekranizować „Miłość w Zakopanem”, to kogo widziałaby Pani w tej roli?

Przyznam szczerze, że jestem trochę nie na czasie, jeśli idzie o rynek filmowy. Zdecydowanie więcej czytam, niż oglądam. Nie podam więc nazwiska, ale podam charakterystykę: Jadwiga to osoba, która sama o sobie myśli, że nie jest piękna, choć przecież wielu się podoba. Myślę, że o jej uroku stanowią: mądre spojrzenie, naturalność, zgrabna sylwetka osoby, która dużo spaceruje i nieosądzający charakter. A w późniejszym czasie – uzewnętrzniona siła wewnętrzna.

Pracuje Pani teraz nad nową powieścią? Jeśli tak to może Pani uchylić rąbka tajemnicy, co to za historia i kiedy możemy się jej spodziewać?

Ja zawsze pracuję nad nową powieścią – albo piszę, albo tworzę konspekt. Nawet jeśli nie siedzę przy biurku, to sprawy toczą się w mojej głowie. Teraz jestem na półmetku drugiego tomu sagi „Rodziny Polakowskich”; ten oraz trzeci, ostatni, ukażą się w przyszłym roku. Oprócz nich dwa inne tytuły: obyczajówka i kryminał. Dla każdego coś innego i dobrego!

Pisze Pani powieści obyczajowe. Czy jest to gatunek, po który sama Pani najchętniej sięga?

Lubię obyczaje, zwłaszcza takie, które na dłużej zostają w mojej pamięci, a to przecież trudne, bo „wszystko już było”. Dlatego wybieram książki, w których jest wartość dodana – psychologiczna głębia postaci, świetny sposób narracji, tematyka, która wnosi w moje życie coś nowego. Moim ostatnim odkryciem jest Vigdis Hjorth i zwłaszcza „Song nauczycielki”. Czytam też bardzo dużo literatury faktu – lubię taki sposób poznawania świata.

Gdyby mogła Pani napisać książkę w duecie z dowolną autorką lub autorem, to kto mógłby to być?

Z Kate Atkinson lub Davidem Lodge’em. A tak bliżej realności… Nie zastanawiałam się nad tym; mam za sobą takie doświadczenia, więc wiem, jakie są ich plusy, jakie minusy. Teraz cieszę się samodzielnością twórczą i myślę, że taki stan jest dla mnie najlepszy. Gdyby jednak… do głowy, tak na szybko, przychodzi mi dwoje pisarzy, z którymi odczuwam – nazwijmy to „wspólnotę literacką”. To Katarzyna Zyskowska i Robert Małecki.

Jakie są trzy najważniejsze książki w Pani życiu?

O, to zdecydowanie za mało! Byłabym niesprawiedliwa, gdybym wyróżniła tylko trzy, umniejszając innym. Dlatego odpowiem na to pytanie inaczej. Mój pierwszy kontakt z literaturą to książeczki z serii „Poczytaj mi, mamo”. Najpierw oglądałam charakterystyczne plecki okładek, słuchając bajek, potem – na nich właśnie – sama nauczyłam się czytać. Z czasów późniejszych zapamiętałam moment na początku liceum, kiedy czytałam „Mistrza i Małgorzatę”. Zasnęłam nad ranem, ze zmęczenia, ale na stole w kuchni zostawiłam kartkę, żeby mnie nie budzić, bo nie idę do szkoły – gdy tylko wstanę, będę dalej czytać, bo musze wiedzieć, jak to się skończy. Trzeci – tak znamienny raz jeszcze przede mną. I dobrze, bo fajnie mieć na co czekać.

Książka, do której często wracam to…

Mam całą półkę książek, do których wracam – to seria słowników stojących obok mojego biurka. A dla przyjemności wracam do poezji Agnieszki Osieckiej i Juliana Tuwima.

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane