Kilka dni temu opowiadałam Wam o nowej książce Marii Paszyńskiej Dziewczyny ze Słowaka, a dzisiaj zapraszam Was na rozmowę z autorka.
Dziewczyny ze Słowaka to historia kobiet, o których się nie mówi zbyt wiele, a które odegrały dużą rolę w powstaniu. Ciche bohaterki. Kiedy zrodził się w Tobie pomysł na napisanie tej książki?
To był grudzień 2022 roku. W mojej szkole, czyli liceum im. Juliusza Słowackiego w Warszawie, odbywał się wielki jubileusz stulecia upaństwowienia i nadania jej imienia. Z tej okazji zorganizowano uroczystość, na którą zostałam zaproszona. Podczas inauguracji obchodów pani dyrektor Agata Dowgird wygłosiła przemówienie, w którym padły następujące słowa:
„Wiele jeszcze uczennic szkoły imienia Słowackiego poległo w powstaniu, walcząc za wolność ojczyzny. Scena odczytywania wiersza Słowackiego zawarta w Kamieniach na szaniec mogłaby się odnosić również do wychowanek naszej szkoły. Także ich autor Testamentu mojego nauczył poświęcenia dla ojczyzny. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś napisze odpowiednik Kamieni na Szaniec poświęcony konspiracyjnym i powstańczym działaniom dziewcząt ze Słowackiego”.
Siedziałam za plecami Adama Michnika i słuchałam jak zaczarowana. Gdy pani dyrektor skończyła mówić spojrzała na mnie. Przez ułamek sekundy patrzyłyśmy sobie w oczy, a ja już wiedziałam co musi się stać.
Jak długo zbierałaś do niej materiały i ile zajęło Ci jej napisanie?
W przypadku tej książki miałam bardzo ułatwione zadanie. Ogrom pracy wykonała za mnie pani wicedyrektor Tatiana Szott, która wraz z kilkoma innymi osobami, m.in. historykiem Grzegorzem Świderskim, przez lata wykonała tytaniczną pracę zbierając i opracowując życiorysy nauczycieli i uczennic, całą osobową przeszłość szkoły. Dostałam też dostęp do szkolnych archiwów, przedwojennych gazetek szkolnych i kronik, a nawet pamiętników uczennic. To była szalenie wzruszająca podróż. Oczywiście, były i inne źródła, w tym także opublikowane już po wojnie wspomnienia jednej z absolwentek Słowaka czy wydane w PIW monumentalne opracowanie historii tej szkoły.
Po zapoznaniu się z materiałem źródłowym usiadłam z zeszytem i zaczęłam pisać. Czułam się tak jakbym opowiadała fragment własnej historii. Niezwykłe przeżycie!
Czy któraś z Twoich bohaterek stała się Ci wyjątkowa bliska podczas pisania?
Najbliższa charakterologicznie jest mi Ewka Matuszewska ps. „Mewa” . Zdeterminowana, pełna energii, doskonale wiedząca czego chce, nieustraszona (przed wojną m.in. licencję pilota i odbyła kurs spadochroniarski),nade wszystko zaś konsekwentna w swoich wyborach, wierna do końca przyjętym zobowiązaniom, odpowiedzialna.
Taki podziw jakim darzy się super bohaterów odczuwam natomiast wobec Natalii Sendys ps. „Zyta”, królowej kanałów. Jest moim niedoścignionym ideałem szalonej odwagi i determinacji. Dość powiedzieć, że w nocy z 25/26 sierpnia 1944 była przewodniczką kanałową ewakuującej się z ginącej starówki Komendy Głównej Armii Krajowej. Dziewiętnastoletnia drobna dziewczyna prowadziła najważniejsze osoby w państwie przez kolejny krąg piekieł jakim były kanały. Naprawdę należy się jej miejsce w panteonie.
Prawdę mówiąc, każda z bohaterek „Dziewczyn ze Słowaka” coś mi dała, czegoś mnie nauczyła, czymś poruszyła.
Jak myślisz, dlaczego kobiety, które brały udział w wojnie czy powstaniu tak często są pomijane? Z czego to może wynikać?
Do niedawna historia była zapisywana przede wszystkim przez mężczyzn, a co za tym idzie naturalna koleją rzeczy była ukazywana głównie z męskiej perspektywy. Proszę zwrócić uwagę, że Maria Bujalska, wieloletnia nauczycielka Słowaka, była pierwszą w historii kobietą absolwentką wydziału historycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dyplom uzyskała w 1911 roku. Dopiero w 1911 roku.
Nie wspominanie o roli kobiet jest jak zakrycie połowy kuli ziemskiej i utrzymywanie, że tak wygląda nasza planeta. Potrzebujemy perspektywy obu stron, by w pełni móc opowiedzieć dzieje ludzkości. Nawet jeśli przez patriarchalność dawnych społeczeństw kobiety nie były dopuszczane np. do sprawowania władzy państwowej i tak miały na nią realny wpływ. Mówienie o historii wyłącznie w perspektywie wojen i kroków milowych jest jak opowiadanie o życiu przez pryzmat instagrama. Nasze życie nie składa się tylko z wakacji na Malediwach. To wyjątki. Regułą są zwyczajne szare dni, z których składa się 90% dziejów ludzkich.
Na szczęście ta narracja z roku na rok ulega rozszerzeniu, widzimy coraz więcej. Mam nadzieję, że pewnego dnia tak jak mówimy o Rudym, Alku i Zośce będziemy z automatu mówić też o Zycie, Mewie, Hance czy Malwie.
Każda premiera to spore emocje. Czy z czasem mniej się stresujesz odbiorem swoich książek, czy wręcz przeciwnie?
Zwykle moment premiery przypada na czas, gdy emocje związane ze snuciem danej opowieści już opadły i jestem w nowej historii. To bardzo pomaga mierzyć się z tymi emocjami. Moja głowa jest już w innej historii, więc nie biorę wszystkiego tak bardzo do siebie. W przypadku tej książki jest jednak inaczej!
Jednym z mott „Dziewczyn ze Słowaka” są słowa z piosenki Jacka Kaczmarskiego „kto pamięta, że to w końcu jedno i to samo drzewo”. Tak właśnie czuję jeśli chodzi o mnie samą i moje bohaterki. Płyną w nas soki jednego drzewa.
Czy Dziewczyny ze Słowaka to dla Ciebie najważniejsza książka, którą do tej pory napisałaś?
Na pewno najbardziej osobista. Nigdy wcześniej nie napisałam historii w pewnym sensie autobiograficznej. Jestem bardzo związana z moją szkołą. Przez cztery lata to był bez cienia przesady mój drugi dom. Rozwinęłam tam skrzydła i wyraźnie czułam jak nauczyciele mi w nie dmuchają. Problemy życiowe wypłakiwałam na dywanie wicedyrektor Darii Świerczyńskiej, na przerwach prowadziłam debaty o literaturze z polonistami, którzy wcale mnie nie uczyli, gdy chciałam zrobić przedstawienie dostawałam pełne wsparcie. W tej szkole już przed wojną bardzo wspierano ludzi, którym chciało się chcieć i tak jest do dziś. Dwa razy do roku jeździliśmy też na obozy artystyczne to zacieśniało więzi. Czuję się związana z dziewczynami, o których opowiadam, tak jak związana jestem z moimi przodkami. To bardzo silne więzy, choć nie krwi.
Z tej perspektywy „Dziewczyny ze Słowaka” są najważniejszą książką w moim dotychczasowym dorobku.
Zastanawiałaś się kiedyś, czym zajmowałabyś się, gdybyś nie była pisarką?
Jedno jest pewne, gdybym musiała się przebranżowić z pewnością jakoś bym sobie poradziła. Ja jestem człowiekiem pracy. Umiem wiele rzeczy, znam dużo języków obcych, mam dwa tytuły magisterskie, szybko się uczę, nie boję się wyzwań i trudów.
Na dzień dzisiejszy czuję się uprzywilejowana, że mogę zarabiać na życie opowiadaniem historii, ale gdyby ten etap się skończył dałabym sobie radę. A historie i tak bym opowiadała tylko może mniejszemu gronu lub w jakiś inny sposób.
Czy jako czytelniczka też najchętniej sięgasz po powieści historyczne?
Tak, po stokroć tak. Kiedyś usłyszałam takie zdanie, że zwykle piszemy to co sami najchętniej czytamy. Być może w tym tkwi sekret. Kocham historię. To moja wielka życiowa pasja i poświęcam się jej nie tylko w pracy, ale z wielką radością oddaje w czasie wolnym. Uwielbiam zanurzać się w świat bohaterów powieści historycznych, a przy okazji czerpać wiedzę. Lubię po lekturze czuć niedosyt i pragnienie dalszego zgłębiania tematu już we własnym zakresie. Nałogowo sprawdzam też wiadomości zaserwowane mi przez autorów, by wiedzieć czy na pewno tak było. Ot, moje małe niezwykle satysfakcjonujące śledztwa.
Jaka książka, którą czytałaś w ostatnim czasie zrobiła na Tobie duże wrażenie i możesz ją polecić moim czytelnikom?
„Światło, którego nie widać” autorstwa Anthony’ego Doerra. Fenomenalna lektura! Bardzo często nie rozumiem werdyktów jury nagród literackich, ale w tym przypadku rękami i nogami podpisuję się pod Pulitzerem i innymi ważnymi wyróżnieniami, które ta powieść otrzymała. Jest tego warta!
Wiem, że emocje związane z premierą, spotkania, czas promocji ciągle trwa i jeszcze będzie trwał. Żyjesz na razie Dziewczynami ze Słowaka, czy już pracujesz nad czymś nowym?
Właśnie kończę prace redakcyjne nad dwiema pozycjami, które jesienią trafią w ręce Czytelników, a potem planuję na dwa tygodnie zaszyć się w głuszy wśród zieleni i zrobić porządki w głowie. Pomysłów mam całe mnóstwo, tego nigdy mi nie brakowało i mam nadzieję, nie zabraknie. Czasem boję się, że nie starczy mi życia, żeby opowiedzieć te wszystkie historie, które moim zdaniem zasługują na wyciągnięcie z otchłani zapomnienia, tak jak „Dziewczyny ze Słowaka”.