Strona głównaWywiadyWena dopada mnie najczęściej wtedy, kiedy nie mogę pisać, wywiad z Wiktorią...

Ostatnio opublikowane

Wena dopada mnie najczęściej wtedy, kiedy nie mogę pisać, wywiad z Wiktorią Gische

Po recenzji mam dla Was wywiad z autorką książki Niespokojne lata, z którą rozmawiałam o pracy nad książką, ale też o wielu innych kwestiach. Zapraszam!

Zazwyczaj już w dzieciństwie mamy wizję tego, kim chcemy być w przyszłości. Czy mała Wiktoria zawsze marzyła o tym, by być pisarką?

Najpierw chciałam zostać weterynarzem. Ten pomysł zrodził się w mojej dziecięcej głowie zapewne dlatego, że byłam otoczona pieskami i kotkami. Odkąd pamiętam w naszym domu był pies. Duży owczarek niemiecki. Mieszkaliśmy w kamienicy, w centrum Siemianowic Śląskich, nieopodal Liceum Śniadeckich, i tam w tej kamienicy większość sąsiadów miała jakieś zwierzęta. Psy, koty, a w tak zwanych chlewikach, które stały z tyłu kamienicy (kto w takiej mieszkał, ten wie, o czym mówię) ludzie trzymali nie tylko węgiel na opał, ale także króliki, a w górnej części, bo te pomieszczenia były dość wysokie, podzielone na dwie kondygnacje, hodowano gołębie. A później poszłam do szkoły i w czwartej klasie zaczęła się historia. Mój ulubiony przedmiot. Wpadłam na pomysł, że zostanę nauczycielką historii, więc zdając egzaminy do liceum ogólnokształcącego wybrałam klasę o profilu pedagogicznym i nawet w trzeciej klasie odbyłam praktyki z nauczania dzieci z pierwszej klasy podstawówki. Mniej więcej w tym czasie zaczęłam głębiej interesować się historią starożytnego Egiptu i tak z chęci zostania nauczycielem przeskoczyłam na zamiar skończenia archeologii śródziemnomorskiej ze wskazaniem na egiptologię. Niestety na początku lat 90. archeologię można było studiować tylko na studiach dziennych. I tu był problem. Najbliżej było do Krakowa, na Uniwersytet Jagielloński. Nie chciałam jeździć tam każdego dnia. Na akademik się na kwalifikowałam, a na prywatne stancje nie było nas po prostu stać. Więc zamiast tego skończyłam ekonomię i dopiero dekadę po ukończeniu liceum poszłam na historię na Uniwersytecie Śląskim. Natomiast nigdy nie myślałam, żeby zostać autorką książek. To stało się jakoś tak mimo woli.

Jak w ogóle zaczęła się Pani przygoda z pisaniem? Pamięta Pani emocje związane z premierą pierwszej książki?

Pod koniec 2011 roku wyjechaliśmy z mężem do Niemiec i właśnie tam zaczęłam pisać swoją pierwszą powieść. Pomysł wyszedł z głowy mojego męża, który pewnego dnia, kiedy rozmawialiśmy o książkach rzucił od niechcenia, żebym napisała powieść o Lucyferze. Pomyślałam, że to już było, ale potem zaczęłam szukać różnych wydarzeń historycznych i dobierać takie, które były mało znane albo było w nich coś tajemniczego, nie do końca wytłumaczonego. W te wydarzenia wpisałam postać Lucyfera, który za miłość do ziemskiej kobiety zostaje skazany na samotność. W tej samotności musi trwać przez sto lat, potem może opuścić swoje więzienie na dekadę, podczas której musi szukać kolejnego wcielenia swojej pierwszej miłości. Jeżeli uda mu się ją odnaleźć i pozostać w związku, wówczas kara zostanie anulowana, jeżeli nie, wówczas Lucyfer będzie musiał wrócić na kolejne sto lat do swojego więzienia. O to, aby upadły anioł nie zaznał szczęścia dba jego brat – Michał, skrupulatnie wywiązujący się ze strażnika i wykonawcy kary.

Z perspektywy czasu i pracy nad warsztatem pisarskim zdaję sobie sprawę z pewnych braków, szczególnie stylistycznych, ale wtedy, kiedy książka wychodziła jako ebook w 2012 roku bałam się tego, czy sam pomysł się spodoba, nie myślałam za bardzo, jak Czytelnicy odniosą się do stylu. Wiem, że zamysł przypadł Czytelnikom do gustu i szczerze żałuję, że nie udało się wydać powieści w nowej, przeredagowanej formie, ale może jeszcze wszystko przede mną. Po tylu latach w mojej głowie zrodził się nowy pomysł na przedstawienie tej historii.

Co pisanie zmieniło Pani w życiu? Czy wpłynęło również na to jakim czytelnikiem się Pani stała?

Nigdy nie miałam problemu z oceną własnej wartości. Znam swoje wady i zalety, ale mogę powiedzieć, że fakt, iż udało mi się wydać kilka powieści i to na dodatek tylko jedna z nich była wydana jako self-publishing, zaś za pozostałymi stały znane i renomowane wydawnictwa, sprawił, że poczułam się jeszcze bardziej dowartościowana i podbudowana.

Z kolei fakt, że sama piszę i wciąż pracuję nad swoim warsztatem literackim spowodował, że stałam się Czytelnikiem bardziej wybrednym. Kiedyś mniejszą uwagę przywiązywałam do języka jakim napisana jest książka. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że każda tematyka wymaga określonego stylu, ale niezależnie od tego, styl ten powinien być plastyczny, płynny. Często zdarza mi się, że czytając, w myślach poprawiam zdania zapisane w książkach i powtarzam je ponownie już w takiej formie, jaka bardziej mi odpowiada. Zdarza się to szczególnie przy książkach tłumaczonych. Wówczas chciałabym mieć pod ręką oryginał, aby przekonać się, czy to autor nie wykształcić dobrego literackiego stylu, czy jest to jednak wina tłumacza, bo książkę nie można tłumaczyć słowo w słowo. Czasami trzeba nieco zmienić zdanie, nie zmieniając oczywiście kontekstu, aby brzmiało ono dobrze w naszym języku. Mam jednak wrażenie, że tłumacze zapominają, że język literacki różni się od tego, jakim posługujemy się na co dzień.

Jak długo pisała Pani Niespokojne lata?

Kilka miesięcy. Sam proces pisania nie zajmuje mi tyle czasu, ile proces zbierania materiałów. Jako Czytelnik uwielbiam sagi. Takich powieści najczęściej szukam, chociaż lubię też książki stricte historyczne, przygodowe, fantasy, kryminały i horrory. Więc pomysł na sagę zrodził się naturalnie, można by rzec z potrzeby Czytelnika.

Skąd w ogóle pomysł na tę historię? Gdzie szukała Pani materiałów o tamtym okresie?

Lubię sagi, więc pomysł zrodził się naturalnie. Zresztą pomysły co rusz przychodzą mi do głowy. Jedne zapisuję na później, ponieważ pamięć jest zawodna, chociaż ja mam ją bardzo dobrą, ale krótką :). O innych po prostu myślę, rozwijając fabułę w głowie. W ten sposób prowadzę ją do jakiegoś punktu i wówczas stwierdzam, czy mogę ją poprowadzić tak, aby powstała z tego powieść. Tak było w przypadku „Kamienicy pod Irysami”, która od samego początku była pomyślana jako saga na trzy tomy, może więcej, ale to już zweryfikują Czytelnicy. Umieszczenie akcji w Krakowie też przyszło mi naturalnie, bez zadumy, myślenia, w którym mieście, najlepiej umieścić życie bohaterów. Ja po prostu uwielbiam to miasto. Kraków zawsze był dla mnie magiczny. Byłam w wielu popularnych miastach w Europie, ale jakoś żadne z tych miast nie zdobyło mojego serca, tak jak Kraków. Najbliżej tego jest Praga. Więc, czy mogłam umieścić fabułę w innym mieście?

Z drugiej strony od lat myślę, żeby napisać sagę, której akcja dzieje się na Śląsku, także na początku XX wieku. Problem polega jednak na tym, że będąc Ślązaczką z krwi i kości, której rodzina mieszka tu od wielu pokoleń, nie potrafię wyobrazić sobie, żeby o Śląsku i to na dodatek o Śląsku z początku XX wieku pisać po polsku, a napisanie sagi w gwarze raczej, póki co, nie wchodzi w grę. Może kiedyś dojdę sama ze sobą do kompromisu i napiszę ją po polsku z licznymi wstawkami gwary, zwłaszcza w dialogach.

Materiałów szukam w Internecie. Całe szczęście dziś można przeszukać archiwa nie wychodząc z domu. Dużą skarbnicą wiedzy na temat wydarzeń w tamtych dniach jest dla mnie strona Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej oraz wydania prasy z interesującego mnie okresu.

Pisze Pani głównie powieści historyczne, czy po takie też najczęściej sięga Pani jako czytelnik?

Raczej tak. Przynajmniej podświadomie sięgam po książki, które w jakiś sposób związane są z historią. Czy to bezpośrednio, czy w kontekście jakiegoś wydarzenia, kiedy to fabuła jest wokół niego opisana. Lubię powieści, które dzieją się dwutorowo. Czasy współczesne w jakiś sposób wiążą się z przeszłością, która ma zasadniczy wpływ na wydarzenia, dziejące się tu i teraz. Poza tym, szukam w książkach informacji, które związane są z fabułą. Jeżeli czytam kryminał z akcją prowadzoną w przeszłości, to chciałabym dowiedzieć się, jak wówczas przykładowo wyglądało śledztwo. Jak pracowały służby. Nie lubię, kiedy autor osadza fabułę w przeszłości, a potem ślizga się po historii, nie wprowadzając do powieści wątków, informacji, które utwierdziłyby mnie w przekonaniu, że akcja faktycznie dzieje się na przykład XIX wieku

Dużo mówi się o wenie w kontekście pisania. Czy u Pani też ona się pojawia, czy raczej pisanie to systematyczna praca bez impulsów i weny?

Z tym bywa różnie. Wena dopada mnie najczęściej wtedy, kiedy nie mogę pisać. Wówczas, będąc daleko od komputera staram się zapisać pomysły albo je zapamiętać, ale z tym bywa różnie. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby pisanie było jakąś mechaniczną czynnością. Nie da się pisać, kiedy słowa nie spływają z głowy na palce. Wówczas nic się nie klei. Ani opisy, ani dialogi. Od razu widać, że są „sztywne”, niedopracowane stylistycznie. Brak im plastyczności. Staram się pisać każdego dnia, ale niekiedy trzeba zrobić sobie przerwę, bo nawet największe chęci nie pomagają, kiedy następuje blokada 🙂

Pisze Pani w jednym miejscu? Ma swój biuro? Czy raczej miejsce zależy od dnia?

Mam swój kącik, który wygospodarowałam sobie w sypialni. Duże biurko, laptop i filiżanka, duża filiżanka, ciemnej, mocnej herbaty. Czasami podjadam batoniki. Zwłaszcza jak poczuję, że spada mi cukier 🙂

Gdyby Niespokojne lata zostały zekranizowane (czego szczerze życzę i chętnie zobaczę!) to kogo widzi Pani w roli Eleonory i Stefci?

To jest bardzo trudne pytanie wbrew pozorom. Muszę się przyznać, że zanim na nie odpowiedziałam, to poszperałam trochę w Internecie, wpisując w wyszukiwarce hasło ”aktorki i aktorzy młodego pokolenia w Polsce”. Poprzeglądałam, podumałam i doszłam do wniosku, że nie jestem w stanie wskazać kogo obsadziłabym w roli Eleonory i Stefci, chociaż moją uwagę przykuła Weronika Rosati. Mogę za to powiedzieć, że w roli Juliana widziałabym Mateusza Damięckiego, który zresztą ma na swoim koncie filmy historyczne.

Mówi się, że pisarze często przelewają siebie na postaci. Więc gdyby Pani sama miała utożsamić się z jedną z sióstr to do której jest Pani bardziej podobna?

Do żadnej. One wszystkie są zbyt pozytywne 🙂

Mamy teraz trudny czas, wielu z nas siedzi w domu. Jakie książki poleca Pani moim czytelnikom?

Przeczytałam ostatnio dużo dobrych książek. Oczywiście to jest tylko moje, subiektywne zdanie, z którym inny Czytelnik może się nie zgadzać. Jednak skoro mogę to chętnie polecę kilka z nich:

– Max Czornyj – seria z Erykiem Deryłą,

– powieści Susan Anne Mason,

– Tamera Alexander – seria „Rezydencja Belmont”,

– „Skryba ze Sieny” Melodie Winawer,

– James Rollins, Rebecca Cantrell – cykl „Zakon Sangwinistów”,

– Ken Follett – trylogia „Stulecie”, szczególnie I tom.

A na koniec, trochę pikanterii 🙂 „Turbulencja” Whitney G. z bardzo dobrze wykreowanymi postaciami.

Bardzo dziękuję za pytania i naszą rozmowę.

Ja także dziękuję i czekam już na kolejny tom!

Książkę w świetnej cenie możecie kupić tutaj.

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane