Dzisiaj mam dla Was rozmowę z Agnieszką Peszek.
Zabijesz mnie? to naprawdę wciągający kryminał. Czy od początku wiedziała Pani, że tak właśnie potoczą się losy bohaterów, czy fabuła tworzyła się w trakcie i może podczas pisania zmieniała pierwotne założenia?
W przypadku tej powieści wiedziałam, że chcę skonstruować bardzo pogmatwaną fabułę, aby czytelnik parokrotnie myślał, że jest już blisko rozwiązania, a w tym momencie okazywało się, że jest w błędzie. Co do zakończenia, to nie miałam jakiejś konkretnej koncepcji. Zmieniałam je ze trzy razy i dopiero za czwartym uzyskałam efekt, który chciałam.
Jak przebiegał proces pisania, przyznam, że jest tyle elementów, które musiały do siebie pasować, że nie wyobrażam sobie pisania z tzw. marszu. Miała Pani rozpisany plan, co, kto i z kim? Jakąś mapę myśli? Czy to jednak było pisanie na żywioł?
W przypadku „Zabijesz mnie?” pisałam z głowy, dlatego w fazie poprawek miałam sporo problemów. Pisanie bez planu jest niezwykle przyjemne, ale niestety wiąże się z ogromem pracy na kolejnych etapach, i niestety tutaj tak było.
Ma Pani swoje rytuały podczas pisania? Specjalne miejsce?
Nie mam rytuałów ani miejsca, ale mam swój plan, a mianowicie jeżeli pracuję nad jakąś książką, to piszę praktycznie codziennie. Mam wyznaczoną liczbę znaków, której się luźno trzymam, ale staram się, aby codziennie popychać pracę do przodu.

A prywatnie też najczęściej sięga Pani po kryminały? Jeśli tak to jaki zrobił na Pani duże wrażenie?
Tak, sama czytam sporo, głównie kryminały i thrillery psychologiczne. Ostatnio pochłonęłam „Skrzep” Roberta Małeckiego, „Miasto mgieł” Michała Śmielaka oraz „Pomroki” Mariusza Kaniosa. Wszystkie trzy polecam.
Czy planuje Pani zrobić przysłowiowy skok w bok i napisać coś w innym gatunku?
Mam takie plany, są one odległe, ale coraz głośniej chodzą mi po głowie.
Z jakim autorem/autorką chciałaby Pani napisać wspólnie książkę?
Z J.K. Rowling, ale w wersji kryminalnej, czyli musiałabym się do niej zwracać „Robert Galbraith”.
Co poza pisaniem? Czym zajmuje się pisarka po godzinach?
Ostatnio mam tego czasu mało, ale jak już coś wyszarpię, to biegam, jeżdżę na rowerze, pływam. Ogólnie staram się spędzać aktywnie czas. Moje ciało po godzinach siedzenia przy komputerze tego ode mnie żąda.
A jakie ma Pani dalsza pisarskie plany? Pracuje już Pani nad czymś? Może Pani uchylić rąbka tajemnicy?
Trochę mogę. Mam już napisane dwie kolejne powieści. Jedna jest już złożona i czeka na nagranie, kolejna wakacyjna dopiero zaczęła swoją redakcyjną przygodę. Obie to thrillery psychologiczne, ale zupełnie inne. Fanom „Narośli” zdradzę, że za kilka miesięcy ponownie spotkają się z Renatą i Tobiaszem. Premiera wrześniowa lub październikowa właśnie ze mnie wychodzi i powiem szczerze, że będzie się działo. Tym razem wracam na kryminalną ścieżkę. Będą zagadki, trochę osób straci życie, za co z góry przepraszam.
I na koniec jaka jest Pani książka życia, o ile taką Pani posiada?
Nie mam książki życia, ale są takie, które przeczytałam dwa razy. Są to „Bądź sprawny jak lampart”, to poradnik amerykańskiego fizjoterapeuty o tym, jak dbać o siebie. Poza tym „Tato” Williama Whartona, słodko-gorzka powieść o starości. W sumie to „Ptaśka” też dwa razy przeczytałam. No i ostatnio wałkowane przeze mnie „Psychomanipulacje” Tomasza Witkowskiego.