Strona głównaWywiadyPisanie przypomina mi komponowanie, szukanie odpowiednich dźwięków i układanie z nich melodii,...

Ostatnio opublikowane

Pisanie przypomina mi komponowanie, szukanie odpowiednich dźwięków i układanie z nich melodii, wywiad z Izabelą Janiszewską

Wczoraj mogliście przeczytać o Amoku, trzecim i ostatnim tomie trylogii autorstwa Izabeli Janiszewskiej, a dzisiaj zapraszam Was na rozmowę z autorką.

Po skończeniu finałowej części trylogii moje pierwsze pytanie brzmi: dlaczego? Czy od początku wiedziała Pani, że tak właśnie potoczą się losy bohaterów, czy fabuła tworzyła się w trakcie i może podczas pisania zmieniała pierwotne założenia?

To najczęstsze pytanie, jakie dostaję od tygodnia w prywatnych wiadomościach na Instagramie 😉 Zacznę przewrotnie: pisanie przypomina mi komponowanie, szukanie odpowiednich dźwięków i układanie z nich melodii. Idąc dalej tą metaforą, możemy powiedzieć, że zatracam się w tych melodiach, które powodują, że rodzą się we mnie silne uczucia. Ekscytacji, radości, niekiedy nostalgii, smutku. Pisząc Amok, od początku wiedziałam, że chcę, by była to właśnie taka melodia, poruszająca i zostawiająca po sobie ślad. Nie jestem pewna, czy dokładnie wiedziałam, że losy moich bohaterów potoczą się właśnie tak, ale myślę, że to czułam, bo przecież wszystko, co się wydarza we Wrzasku i Histerii, prowadzi właśnie do tego miejsca. 

Czy od samego początku wiedziała Pani, że to będzie trylogia?

Tak, to było moim zamierzeniem. Teraz, gdy widzę, jak czytelnicy zżyli się z bohaterami, niekiedy myślę, że gdybym wybrała inaczej, mogłabym to dalej ciągnąć, ale później przychodzi refleksja, że wszystko ma swój początek i koniec. I uważam to za swój mały akt odwagi, że zdecydowałam się zamknąć tę historię w tym miejscu i w taki sposób. Mam poczucie, że to będzie dla mnie rozwojowe, bo przecież za chwilę znowu wypłynę na nieznane wody, zaczynam właśnie pisać nową książkę i choć jeszcze przed momentem twórczo obracałam się w oswojonym świecie Larysy i Brunona, teraz z ciekawością i ekscytacją wchodzę w świeżą historię.   

Jak przebiegał proces pisania? Przyznam, że jest tyle elementów, które musiały do siebie pasować, że nie wyobrażam sobie pisania z tzw. marszu. Miała Pani rozpisany plan, co, kto i z kim? Jakąś mapę myśli? Czy to jednak było pisanie na żywioł?

Moje notatki na papierze są zwykle hasłowe i szkieletowe. Bardzo nie lubię precyzyjnie planować fabuł ani scen, bo mam wrażenie, że to usztywnia opowieść i dusi kreatywność. Poruszam się zatem według pewnego ramowego planu, ale w trakcie pracy zapełniam go treścią i emocjami. Wyjawię, że w notatkach zwykle mam stronę, gdzie w trakcie pisania zaznaczam sobie w punktach, np. „do wątku z Pawłem trzeba będzie dodać spotkanie z osobą X”, bo to nagle wynika z kierunku, w jakim poszła akcja. Myślę, że tym, co mnie wspiera, jest fakt, że ja zawsze przed pisaniem przeżywam te sceny w myślach, widzę je i dopiero, gdy są wystarczająco wyraźne, siadam do biurka. 

©  Zuza Krajewska / Warsaw Creatives

Ma Pani swoje rytuały podczas pisania? Specjalne miejsce?

Jestem w tym aspekcie totalną nudziarą. Nie mam żadnych rytuałów. Potrzebuję ciszy i spokoju, nie umiem pracować w hałasie, muszę też pić coś ciepłego, bo gdy siedzę przez kilka godzin bez ruchu, robi mi się zimno. Obowiązkowo też robię przerwę na posiłek, nie mogę się skupić, gdy jestem głodna.

Trudno się debiutuje na polskim rynku? Jakich rad udzieliłaby Pani początkującym pisarzom?

Według mnie nie ma na to pytanie jednej odpowiedzi. Nawet jeśli zadebiutować nie jest wyjątkowo trudno, to według mnie większym wyzwaniem jest utrzymać się i cały czas serwować czytelnikom dobre jakościowo książki. A jeśli chodzi o rady, to sugeruję trzy rzeczy: dużo pisać, dużo czytać i ufać swojemu wewnętrznemu głosowi. 

A prywatnie też najczęściej sięga Pani po kryminały? Jeśli tak, to jaki zrobił na Pani duże wrażenie?

Często, choć nie najczęściej. Czytam sporo literatury pięknej, reportażu, a niekiedy nawet poradniki. Ostatnio z przyjemnością oddaję się lekturze książek Donato Carrisiego.

Z jakim autorem chciałaby Pani napisać wspólnie książkę?

Mam wrażenie, że nie potrafiłabym tego zrobić. Właściwie nawet nie wiem, jak w praktyce miałoby to wyglądać. Czy na zmianę pisalibyśmy rozdziały? A może robili burzę mózgów z pomysłami na fabułę? Obawiam się, że to nie dla mnie. Lubię rozmawiać z innymi autorami, to mi wystarczy J 

Co poza pisaniem? Czym zajmuje się pisarka po godzinach?

Głównie ogarnianiem rodziny i wychowywaniem dwóch małych chłopców. A gdy mam chwilę dla siebie, czytam, marzę, patrzę na świat, na ludzi, oglądam filmy i seriale, rozmawiam ze znajomymi i z bliskimi, urządzam długie kąpiele w wannie z winem i książką, objadam się pizzą, gram w planszówki, trenuję, choć odkąd zamknęli siłownię, coraz trudniej mi się zmobilizować…

A jakie ma Pani dalsze pisarskie plany? Pracuje już Pani nad czymś? Może Pani uchylić rąbka tajemnicy?

Pracuję nad powieścią, która, oczywiście jeśli uda mi się osiągnąć to, co zamierzam, będzie gęsta od emocji, duszna, niepokojąca i mroczna, ale w ten najprostszy sposób, nie przez pryzmat psychopatów i seryjnych zabójców, a zła tuż obok w zwyczajnych ludziach. Opracowuję historię, która totalnie mnie rozwala, bo wymaga sięgania do trudnych emocji, ale jednocześnie im bardziej mnie szarpie, tym bardziej czuję, że to dobry kierunek.

I na koniec: jaka jest Pani książka życia, o ile taką Pani posiada?

Och nie mam takiej. To byłoby okropne mieć tylko jedną taką książkę, bo przecież niemal w każdej można znaleźć coś niezwykłego. Raz na jakiś czas jakaś powieść mnie zatrzymuje i zmienia, ostatnio było to „Małe życie” Hanyi Yanagihary, kiedyś „Wściekły pies” Wojtka Tochmana, a co będzie następne, nigdy nie wiadomo.

©  Zuza Krajewska / Warsaw Creatives
Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane