Ostatnio pisałam Wam o książce Głód, a dzisiaj zapraszam na rozmowę z autorką.
Kiedy wpadła Pani na pomysł napisania Głodu? Jak tworzyła się ta fabuła? Bo muszę przyznać, że jest całkiem skomplikowana a przy tym przemyślana.
Temat Wielkiego Głodu chodził mi po głowie od czasu, od kiedy przeczytałam książkę Anne Applebaum „Czerwony Głód”. Z kolei wątek benedyktyński jest wynikiem mojej – odkąd pamiętam – fascynacji architekturą sakralną. Największym wyzwaniem było połączenie obu tematów wątkiem kryminalnym.
Sam pomysł na książkę narodził się przed agresją Rosji na Ukrainę, co ważne jest, jeśli weźmie się pod uwagę, że część historii toczy się właśnie za wschodnią granicą. Co prawda jedna z moich bohaterek, mieszkająca na Ukrainie, mówi, że świat już o tej wojnie zapomniał – brzmi to jednak zupełnie inaczej w 2020 roku, a inaczej w końcu roku 2024. Niestety jednak, w obu kontekstach ta konstatacja wydaje się prawdziwa. Agresja rosyjska nie zaczęła się przecież w 2022.
Kiedy zaczynałam pisać książkę, nie wiedziałam, jaki będzie jej koniec. Piszę raczej skojarzeniowo niż linearnie.
Najpierw tworzę sytuacje, a potem łączę je ciągiem przyczynowo-skutkowym.
Czy celowo zakończyła Pani wątek Tes i Kornela w ten sposób, trochę niedopowiedziany?
Ten wątek chciałam zostawić otwarty. Z wieloma różnymi, potencjalnymi rozwiązaniami. Chciałam dać czytelnikowi prawo wyboru. Wszystko się jeszcze może zdarzyć. Teresa Levy i Kornel Rostocki mieszkają w jednej kamienicy, ale się mijają. Dopiero splot przypadkowych okoliczności powoduje, że zaczynają patrzeć na siebie inaczej i stają się sobie bliscy i potrzebni. Ale oboje są niepewni i siebie nawzajem i samych siebie. Relacje osobiste, intymne są bardzo dynamiczne, potrafią zmieniać się niezwykle szybko, bywają gwałtowne. I to jest bardzo fajne, kiedy nie popada się w rutynę i kiedy relacji nie zagraża stagnacja. Mam nadzieję, że taki będzie związek dwójki głównych bohaterów. Nieprzewidywalny.
Z którą z postaci zżyła się Pani najbardziej podczas pisania?
Z aspirantką Kasią Niewiadomską. To postać drugoplanowa, pojawia się jak gdyby mimochodem, jak przechodzień. Ciągle w cieniu komisarza Kornela Rostockiego. Chciałabym, aby kiedyś rozkwitła.

Kim jest Ida Sol? Jak w kilku zdaniach opisałaby pani siebie?
Myślę, że każdy z nas jest tak złożoną osobowością, że nie da się jej opisać w kilku zdaniach. Jak góra lodowa. Widzimy jedynie czubek, a całe bogactwo kryje się przed oczami innych. To bardzo trudne pytanie. Czuję się córką, siostrą, przyjaciółką, na pewno także naukowczynią, jestem Polką, nierodowitą krakowianką, urodzoną na Ziemiach Odzyskanych, wychowaną w historycznej Małopolsce.
Czy to prawda, że w pierwszej książce najwięcej swoich cech przelewa się na bohaterów? Czy któraś z postaci coś od Pani dostała?
Nie wiem, czy jest to prawda. „Głód” jest moim debiutem. Może w przyszłości będę umiała odpowiedzieć na to pytanie. Z pewnością jednak w każdej z głównych postaci można znaleźć jakieś refleksy mnie. Jestem naukowczynią, tak jak Teresa Levy. Pewnie też jestem tak roztrzepana, jak ona. Zawsze gubię klucze. Cenię minimalizm w sztuce użytkowej i uwielbiam dobre jedzenie jak Kornel Rostocki. Jestem fanką marki lexus jak Sebastian Nowicki. Chociaż w tym przypadku moja miłość jest póki co platoniczna i nieodwzajemniona. Mieszkam w Krakowie na Starym Podgórzu i należę do parafii św. Józefa. Jest trochę zbieżności.
Jaką jest Pani czytelniczką? Czy książki to istotny element Pani życia?
Zagorzałą i fanatyczną. Bezkompromisową. Jestem z wykształcenia i umiłowania filolożką, z przekonania humanistką. Uwielbiam książki. Nie tylko za treść, ale i ich materialność. W moim mieszkaniu wszędzie są książki. Na regałach, w biblioteczce, na biurku, nawet na podłodze. W każdej torbie i plecaku mam książkę, jakaś na pewno leży w samochodzie. Mam książki pierwszego kontaktu, które zawsze są pod ręką, i takie, które dopiero czekają na swoją kolej. Mam nadzieję, że będę miała czas, aby je wszystkie przeczytać. Cenię książki jako przedmioty. Lubię czuć fakturę papieru, zwracam uwagę na czcionkę, zwłaszcza na wypukłe litery tytułu, grafikę okładki. Doceniam jednak potrzebę e-booków i audiobooków, szczególnie biorąc pod uwagę dbałość o zasoby naturalne, troskę o zmiany klimatyczne.
Zbliżają się Święta, czy Pani bliscy znajdą książki pod choinką?
Mam już kilka książek, na które bardzo się cieszę. Bo przecież jak przeczytają, to chyba pożyczą. Moi najbliżsi, podobnie jak ja, bardzo lubią czytać – i oglądać także. W planach mam zakup albumu Zbigniewa Beksińskiego, komiksu Gadowskiego i Lendy „Zaraza z Wuhan”, chciałabym także „Kajś” Zbigniewa Rokity. Może którąś z książek Zyskowskiej. Nie są to świeżynki, ale… widziałam kiedyś mema „Życie jest za krótkie, żeby przeczytać wszystkie książki. A oni ciągle piszę nowe…”. Idealnie odzwierciedla mnie i moich bliskich. I oczywiście dostaną kryminały. Zresztą, liczę, że się odwdzięczą.
I na koniec muszę zapytać o najbliższe plany? Zamierza Pani pisać kolejne książki? Może już coś jest w trakcie pisania?
Piszę drugą część „Głodu”. Tytuł książki to „Róże”. Ciąg dalszy opowieści o Teresie, Jagodzie, Sebastianie i Kornelu. Mam nadzieję, że będzie to historia o przyjaźni, oczywiście z kryminałem i namiętnościami w tle. A może na planie pierwszym. Nie wiem jeszcze.