Strona głównaWywiadyTaka pokręcona dychotomia, która z jednej strony każe się cieszyć, a z...

Ostatnio opublikowane

Taka pokręcona dychotomia, która z jednej strony każe się cieszyć, a z drugiej bezustannie podpowiada zza ucha, mogłeś zrobić to lepiej, trzeba było napisać to inaczej, wywiad z Robertem Ziębińskim

Ostatnio opowiadałam Wam o książce Roberta Ziębińskiego zatytułowanej Medea, a dzisiaj mam dla Was rozmowę z autorem.

Diabeł doczekał się ekranizacji, jakie to uczucie widzieć na dużym ekranie fabułę, którą się napisało?

Dziwne. Z jednej strony patrzenie jak ożywa świat, który się wymyśliło, jest absolutnie fascynujące. Z drugiej – cały czas ma się poczucie, że coś powinno się poprawić, zmienić. Taka pokręcona dychotomia, która z jednej strony każe się cieszyć, a z drugiej bezustannie podpowiada zza ucha, mogłeś zrobić to lepiej, trzeba było napisać to inaczej.  

Kiedy zrodził się w Panu pomysł napisania Diabła, czy od początku miała to być seria? Jeśli tak to kiedy możemy spodziewać się kolejnego tomu?

Najpierw chciałem Maksa na końcu zabić. W sumie dalej chcę (śmiech). Ale może po kolei. „Diabeł” był standalone’em – taki początkowo był plan. Potem jak Maks czyli główny bohater zaczął się rozrastać, stwierdziłem, że może to dobry pretekst do tego, żeby się pobawić cyklem. Skoro „Diabeł” był moją wariacją na temat pierwszego „Rambo” to niech druga część będzie zabawą z innym schematem. Tak narodziła się „Medea”. W głowie mam jeszcze dwa tomy. Są już wymyślone, ułożone. A kiedy je napiszę… nie wiem. Powinienem kolejny napisać w przyszłym roku, ale patrząc na swój kalendarz – boje się, że to się nie uda. Ale wiem jedno – postawnie tak szybko, jak tylko będę mógł do niego usiąść.  

W Medei sporo jest wątków politycznych, gospodarczych, ekonomicznych, co było najtrudniejsze w stworzeniu fabuły? Od początku wiedział Pan, jak ta historia się zakończy?

Tak. W zasadzie to koniec miałem wymyślony na początku. Rozmowa Maksa z prezydentem, była pierwsza, jaką napisałem. Wiedziałem dokąd ta opowieść zmierza i jak się skończy, włączając to klamrę z ciężarną dziewczyną. Natomiast najtrudniejsze było unikanie prawdziwych nazw i nazwisk. Musiałem z redaktorką finalnie dwa razy czytać całość, z obawy, że gdzieś tam pojawi się nazwisko prawdziwej postaci ze świata polityki.  

Diabeł to samotnik, czy Pana bohater miał odzwierciedlenie, jakiś pierwowzór wśród osób z Pana otoczenia, czy jest to wyłącznie wytwór Pana wyobraźni?

Maks jest wymyślony, ale składa się z prawdziwych osób i prawdziwych zdarzeń. Biografię Maksa budowali prawdziwi żołnierze z jednostki „Grom”. Do tego stopnia intensywnie, że dziś nie pamiętam, co jest w nim zmyślone, a co jest prawdą.  

A prywatnie też sięga Pan to takie mocniejsze lektury? Jacy autorzy królują wśród Pana ulubieńców?

Każdego dnia czytam coś innego. Ostatnio dla przykładu czytałem Kristin Hannah, żeby podpatrzeć sobie jak ona układa swoje obyczajówki. A gdybym miał wymieniać swoich ulubionych autorów to na bank byliby to Richard Price, Larry McMurtry, Richard Carver, Robert McCommon, J.D. Salinger i wielu, wielu innych.  

Pamięta Pani swoje początki jako pisarza? Co było najtrudniejsze? Czy z perspektywy czasu zrobiłby Pan teraz coś inaczej?

Pewnie, że pamiętam. Pisanie „Dżentelmena” było cudowną, szaloną przygodą. To nie była dobra powieść, ale była szczera i napisana całym sobą. Dziś pewnie całą bym przepisał, ale póki co nie mam tak szalonych pomysłów i nie wracam do debiutu. Co było najtrudniejsze? Chyba nauczenie się systematyczności. Nauczenie się tego, że pisanie to nie zryw twórczy, a zwyczajna praca, która polega na siadaniu i stukaniu w klawiaturę. A czy coś bym zrobił inaczej? Pewnie masę rzeczy. Pewnie nie zrobiłbym tak dużej przerwy między „Dżentelmenem” a „Wspaniałym życiem”. Powinienem skończyć powieść, która wtedy zacząłem pisać i w sumie nigdy jej nie skończyłem… Dziwna rzecz, ostatnio ją znalazłem – mam napisaną połowę. Nie wiem czy kiedyś ją skończę, bo pisał ją inny człowiek. Ale może kiedyś…

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, czy zdarza się Panu kupować lub dostawać książki w prezencie?

No ba, uwielbiam. Na mikołajki dostałem „Życzliwość” Lindqvista – czytam właśnie i jestem  zachwycony. W ogóle lubię dostawać książki, lubię je kupować.

I na koniec czego możemy się spodziewać w 2025 roku, czy planuje Pan coś wydać?

Wracamy z serią z „Czarnym stawem” – bardzo ją lubię a miała gigantycznego pecha. Najpierw ukażą się dwa tomy wcześnie publikowane. Z tym, że teraz je bardzo mocno zmieniłem, są dłuższe i moim zdaniem lepsze. Potem pewnie non fiction, które muszę oddać – historia kina grozy, którą piszę wspólnie z córką. Mam zaległy thriller erotyczny, który muszę oddać w końcu wydawcy… i powieść, która jest moją ulubioną książką, jaką do tej pory napisałem, ale ona pewnie ukaże się w 2026. Jest częścią ogromnego projektu, o którym jeszcze trochę za wcześnie mówić. Więc jakoś ten rok 2025 mam mocno zaplanowany.

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane