Strona głównaWywiadySzedłem na to spotkanie pełen obaw (ach, te lęki scenarzystów!), ale tym...

Ostatnio opublikowane

Szedłem na to spotkanie pełen obaw (ach, te lęki scenarzystów!), ale tym razem były uzasadnione, bo miałem poznać człowieka, który zawodowo nie zajmuje się przecież sadzeniem kwiatków, wywiad z Krzysztofem Gurecznym

Dzisiaj miałam dla Was tekst dotyczący książki Jak zostałem gangsterem, a teraz zapraszam na wywiad z jej autorem.

Zdaję sobie sprawę, że podobnie jak Pana rozmówca, powie mi Pan tyle ile będzie chciał i ile może 😉 w każdym razie na początku Jak zostałem gangsterem stwierdza Pan, że to pierwsza książka jaką Pan napisze. I udało się. Jak wrażenia? Co Pan poczuł po postawieniu ostatniej kropki?

Szczerze mówiąc nie pamiętam momentu postawienia ostatniej kropki. Nie dlatego, że z radości byłem pod wpływem, ale dlatego, że między postawieniem ostatniej kropki a momentem, kiedy fizycznie trzyma się książkę w ręce, mija jeszcze dużo, dużo czasu. Moim głównym zajęciem zawodowym jest pisanie scenariuszy. W świecie scenariuszy ostatnia kropka to tak naprawdę dopiero początek wielomiesięcznego procesu poprawiania, zmieniania, konsultowania, długich debat, a czasami nawet kłótni z decydentami. Efekt finalny, czyli film czy odcinek serialu, widać na ekranie po wielu miesiącach czy nawet latach od postawienia ostatniej kropki. Czasami scenariusz trzeba wyrzucić do kosza i napisać go jeszcze raz. Dlatego gdy stawiałem tę ostatnią kropkę nie czułem, że to jakaś wielka, niesamowita chwila, nie słyszałem anielskich chórów ani nawet “Happy” Pharrella Williamsa, tylko wiedziałem, że to jeden z wielu etapów w procesie pracy nad książką.

Natomiast wydaje mi się, że to, o co Pani pyta, poczułem pierwszy raz trzymając wydrukowane egzemplarze w dłoni, a kilka dni później widząc je na półkach w księgarni. To było to! Motyle w brzuchu, radość, duma i unoszenie się nad ziemią. Trudno mi było uwierzyć – to już? Już powstało? Mam w dłoni finalny efekt? Już nikt mi tutaj nic nie namiesza? Pewnie z mojego opisu czuć lęki przynależne zawodowi scenarzysty, ale od tego już chyba nigdy nie ucieknę [śmiech]

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie aa2b0d6ff9666904gen.jpg

Jak w ogóle dotarł Pan do rozmówcy?

Przez swatkę, którą było producent filmu, Tomek Wardyn. To w jego głowie narodził się pomysł, aby zrobić film na podstawie historii opowiadanych przez mojego rozmówcę. Dobrze pamiętam dzień naszego pierwszego spotkania, to był dokładnie 1 sierpnia 2018 roku. Szedłem na to spotkanie pełen obaw (ach, te lęki scenarzystów!), ale tym razem były uzasadnione, bo miałem poznać człowieka, który zawodowo nie zajmuje się przecież sadzeniem kwiatków, choć jego profesja może mieć coś wspólnego z kopaniem dołów w ziemi. Pamiętam, że powiedziałem sobie wtedy, że jeśli gangster, którego poznam, będzie takim klasycznym, stereotypowym bandziorem, który chce po prostu wybielić się i zarobić kasę, to nie podejmę się tego wyzwania. Ale okazało się, że było zupełnie odwrotnie – poznałem człowieka, który wymyka się wszelkim stereotypom i oczekiwaniom.

Ile trwały Wasze rozmowy? Spotykaliście się, czy raczej był to wywiad przeprowadzony poprzez środki komunikacji?

Nasze rozmowy odbyły się w dwóch dużych turach. Pierwsza trwała około 6-7 tygodni i to była druga połowa 2018 roku. Początkowo pytałem o wszystko, przeskakiwaliśmy z wątku na wątek, szukałem ciekawych opowieści, a przede wszystkim chciałem z opowieści mojego rozmówcy wyłowić ten jeden wątek, który pociągnie książkę i film. Tak naprawdę wątek Waldena wyłapałem dopiero po wielu dniach rozmów, początkowo rozmówca skupiał się na innych zdarzeniach, a pierwowzór Waldena tylko przemykał gdzieś w tle. Ale to w relacji mojego rozmówcy z Waldenem dostrzegłem największy potencjał na ciekawą historię i to ten temat drążyłem najmocniej. Wydaje mi się, że dobrze wybrałem, bo zarówno film, jak i książka, okazały się wielkimi sukcesami.

Druga tura prac nastąpiła późną wiosną i latem 2019. Scenariusz był już zamknięty, Maciek Kawulski kręcił film, a ja mogłem dokończyć książkę. Spotykaliśmy się z rozmówcą, uzupełnialiśmy historię, domykałem poszczególne rozdziały.

Zdecydowaną większość rozmów odbyliśmy osobiście, rozmowa przez komunikatory internetowe nie zastąpi spotkania twarzą w twarz. Początkowo spotykaliśmy się w miejscach publicznych, najczęściej w kawiarniach. Potem, gdy prace były już bardziej zaawansowane, spotykaliśmy się w domu mojego rozmówcy.

Trudno było tak zredagować te wypowiedzi, aby nie podać za wiele istotnych faktów a przy tym nie wpłynąć za bardzo na sposób wypowiedzi rozmówcy?

Nie było z tym wielkiego problemu. Czasami w opowiadanej historii wystarczyło zmienić jeden detal, by zatrzeć ślady, a sedno historii pozostawić nienaruszone. Jako scenarzysta mam spore doświadczenie w takich manewrach, często spotykam się z sytuacjami, że z jakiegoś powodu trzeba usunąć pewien detal, ale przebieg zdarzeń czy punkt docelowy wątku należy zostawić ten sam. Mój rozmówca też bardzo często służył pomocą.

Tak naprawdę w mniejszym stopniu interesowały mnie techniczne szczegóły przestępczych akcji: daty, miejsca, ksywki itp. Dużo ważniejsza była dla mnie sama historia, psychika rozmówcy, jego spojrzenie na świat i właśnie to chciałem pokazać zarówno w książce, jak i w filmie.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie a4c280ed9841568dgen.jpg

Czytam o Panu, że jest Pan pasjonatem opowiadania ciekawych historii, nie chce Pan napisać swojej książki opartej tylko na Pana wyobraźni?

Hmmm… Pisarzem zostałem trochę przez przypadek, nawet określenie “pisarz” to jak na mnie zbyt dużo, po prostu pozwoliłem się wygadać mojemu rozmówcy. Na co dzień jestem scenarzystą i to w tej dziedzinie czuję się swobodniej, to jest mój podstawowy język opowiadania, to w nim się spełniam i tam moja wyobraźnia może się wyszaleć. Czy chcę napisać coś własnego? W tej chwili nie mam takich planów. Mam w sobie dużo pokory wobec literatury, często, gdy coś czytam, towarzyszy mi uczucie, że ja bym tak nie potrafił. Niby to i to jest pisaniem, ale jednak zupełnie inne języki, inny sposób opowiadania. W scenariuszach czuję się kompetentny, w literaturze chyba jeszcze nie. Ale nie twierdzę, że nigdy nie spróbuję, bo z doświadczenia wiem, że plany to jedno, a czasami ktoś zaoferuje duże pieniądze i wszystkie plany lądują w koszu [śmiech].

Jak przebiegały prace nad książką Jak zostałem gangsterem? Który z nich najlepiej Pan wspomina?

Cała praca nad książką była ekscytującą przygodą, ciężko mi wskazać ten etap, w którym było najprzyjemniej. Początek to rozmowy z gangsterem, o którym wspominałem wcześniej. To był koktajl wielu różnych emocji, duży research, czytanie, sprawdzanie informacji, które podawał mi rozmówca. W mojej głowie rodził się pomysł na książkę, na film, dużo notatek, tony kartek, cały gabinet obwieszony setkami przemyśleń, szczątkami dialogów…

Kolejny etap to już samo pisanie – czułem się wtedy jak szalony laborant, który w swojej pracowni gdzieś w piwnicy testuje swoje mikstury. Wtedy cała głowa jest zanurzona w świecie książki, czasami mój mózg zupełnie się odłączał od myślenia, a postaci z książki po prostu rozmawiały ze sobą bez mojego udziału, ja tylko zapisywałem to, co mówiły.

Potem oddanie pierwszej wersji książki, czekanie na odzew ze strony wydawnictwa “Agora”. Odzew był bardzo pozytywny, świetnie współpracowało mi się z redaktorem Jackiem Świądrem. Po wszystkich poprawkach nastąpił pełen podekscytowania okres oczekiwania na premierę książki.

Aż nastąpił okres, który trwa do teraz, czyli rozmowy, spotkania, wyjazdy – to wszystko sprawia mi olbrzymią frajdę. To wielka radość czuć, że twój tekst żyje, budzi zainteresowanie, że każdy czytelnik odnajduje w nim coś innego.

Niedawno w kinach był też film o tym samym tytule, do którego napisał Pan scenariusz. Łatwiej Panu poszło napisanie scenariusza, czy książki?

Ciężko porównać obie te materie. Z jednej strony trudniej pisze się scenariusz, bo to nie tylko materiał literacki, ale też pod pewnymi względami etap pracy, który dopiero po przeniesieniu na ekran objawia swoją pełnię. Pisanie scenariusza nie kończy się słowem “koniec” w pliku tekstowym, tak naprawdę to jest dopiero początek. Wtedy do akcji wchodzi reżyser, aktorzy, operator i dziesiątki innych osób, których celem jest przeniesienie słów na ekran. Z tymi wszystkim osobami trzeba potrafić współpracować, z każdą z nich się dogadać, umieć im wszystkim przekazać, co miałem na myśli. Trzeba też szybko reagować na zmiany, potrzeby i nieprzewidziane wypadki i sprawnie nanosić te rzeczy w scenariuszu.

Z drugiej strony książka była trudniejszym wyzwaniem, ponieważ to mój literacki debiut. To duża odpowiedzialność i stres brać się za coś, w czym nie czuję się pewnie, wymagało to sporej pracy. Na szczęście miałem duże wsparcie ze strony wydawnictwa i bliskich mi osób. Okazało się również, że wszelkie obawy ustępują, gdy zaufasz swojej historii i swojemu bohaterowi. Jeśli praca u podstaw została dobrze wykonana, to później na pewno zaprocentuje, pewne rzeczy zaczynają dziać się same.

Między wszystkimi aktywnościami zawodowymi, bieganiem i codziennym życiem w wolnej chwili sięga Pan po książki? Jeśli tak to jaki gatunek wybiera Pan najczęściej?

Nie mam ulubionego gatunku literackiego. Przyznam się, że rzadko sam podejmuję decyzję na temat tego, co chcę czytać, często te decyzje podejmują się same. Lubię być dobrze merytorycznie przygotowany do projektów, nad którymi pracuję, dlatego najwięcej czytam zazwyczaj na ten temat, którym aktualnie zajmuję się zawodowo. W przypadku mojej książki oprócz książek mówiących o naszej mafii miałem okazję sięgnąć po “Walden, czyli życie w lesie” Thoreau czy “Złego” Tyrmanda. Lubię w swoich scenariuszach wrzucać różne smaczki, easter eggi, nawiązania czy cytaty, sprawia to, że praca jest jeszcze przyjemniejsza.

Czasami życie zawodowe rzuci mnie w stronę literatury dziecięcej, czasami w stronę książek historycznych. Czasami jest to oparte na literaturze, czasami na biografii, czasami potrzebuję inspiracji lub zgłębić dzieło, które pod jakimiś względami jest podobne do tego, nad czym właśnie pracuję.

Pracuje Pan obecnie nad jakimś scenariuszem? Może Pan zdradzić jakieś szczegóły?

Oczywiście, cały czas nad czymś pracuję. Aktualnie kończę scenariusz kolejnego filmu fabularnego dla Maćka Kawulskiego i Tomka Wardyna. To również historia gangsterska. Więcej nie mogę na razie zdradzić. No może tyle, że niedawno w ramach inspiracji do tego projektu mogłem sobie przeczytać “Greka Zorbę” i cieszę się, że nadrobiłem tę książkową zaległość.

Trwają jeszcze rozmowy na temat kilku innych projektów: biografia pewnego artysty, serial historyczny, film familijny, gra komputerowa, pracuję też nad bardzo osobistym serialem, którym próbuję właśnie zainteresować kanały premium. Jak tylko będę mógł się czymś oficjalnie pochwalić, to na pewno to zrobię. 

Za to też kocham mój zawód – kończę właśnie prace nad jednym projektem i nie wiem, w jakim świecie wyląduję za kilka tygodni. Jedno nie ulega wątpliwości: będzie to zupełnie nowa bajka, okazja do poznania pasjonujących ludzi i kolejna niesamowita przygoda!

Dziękuję za rozmowę!

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane