Strona głównaWywiadyGłównym schematem, jaki towarzyszył mi przy pisaniu był brak chronologii pisania, wywiad...

Ostatnio opublikowane

Głównym schematem, jaki towarzyszył mi przy pisaniu był brak chronologii pisania, wywiad z Małgorzatą Czapczyńską

Niedawno opowiadałam Wam o najnowszej książce Małgorzaty Czapczyńskiej, a dzisiaj zapraszam Was na rozmowę z autorką.

Kochankowie z deszczu to powieść, w której naprawdę sporo się dzieje. Pisała Pani zgodnie z wcześniejszym planem, czy dała się ponieść wenie podczas pisania?

Oczywiście był jakiś plan, bez tego nie ruszyłabym z miejsca, ale jego założenia dotyczyły głównie postaci. Zależało mi, by były one wyraziste, a motywy ich działania w miarę jasne. Stąd pomysł poprowadzenia narracji z punktu widzenia całej czwórki bohaterów. Plan dotyczył również wątku romansowego, gdyż nie chciałam by był on zbyt sztampowy, stąd w powieści – jak to pani zaznaczyła – sporo się dzieje. Jednak zdecydowanie najważniejsza była dla mnie emocjonalna strona tej historii. Zależało mi, by czytelnik w trakcie lektury w pełni rozumiał motywy postępowania bohaterów, a czasem nawet się z nimi utożsamiał. Co do reszty, to tak, zdecydowanie dałam się ponieść wenie podczas pisania.

Ile mniej więcej pracuje Pani nad daną książką?

Zazwyczaj tyle ile potrzeba, by zmieścić się w terminie uzgodnionym z wydawcą. Jest to zwykle kilka miesięcy.

Ma Pani już wypracowany jakiś schemat działania? Pewnego rodzaju rutynę pracy?

Jeśli idzie o moje wcześniejsze książki, które oscylują w kategoriach literatury faktu i reportażu, to tu schemat jest dość oczywisty. W pierwszej kolejności zawsze trzeba wykonać  research źródłowy – czyli pokopać, pogrzebać, zebrać wiadomości, ułożyć je w głowie, a następnie przelać to wszystko swoimi słowami na papier. Wymaga to wielu godzin szukania, czytania oraz dużej skrupulatności i uwagi, by  nie popełnić błędów merytorycznych. Tak wyglądała moja praca przy „Skandalistkach”, czy „Moich wyspach”. Ale już zgoła  inaczej pracowałam nad książką „Chcesz cukierka? Idź do Gierka!”, którą napisałam wspólnie z Marcinem Ziętkiewiczem, a która nosi znamiona autobiografii. W tej historii oboje musieliśmy bardzo dogłębnie przekopać złoża pamięci i cofnąć się do lat dzieciństwa i wczesnej młodości. To była ogromna gimnastyka umysłu, wsparta rzecz jasna wspomnieniami rodziny i znajomych oraz różnymi tekstami źródłowymi.

Natomiast napisanie „Kochanków”, to już naprawdę zupełnie inna bajka, inny rodzaj pracy. Głównym schematem, jaki towarzyszył mi przy pisaniu był brak chronologii pisania. Na przykład – co może być ciekawostką dla czytelników –  jedną z końcowych scen napisałam na samym początku i trochę pod jej dyktando układałam fabułę.

Fot. archiwum autorki

Gdyby Kochankowie z deszczu miało trafić na ekrany kin, to kogo widziałaby Pani w roli Hanny i Miłosza?

Ha! Dobre pytanie. Powiem tak. Niektórzy pisarze, od początku mają w głowach konkretny obraz swoich bohaterów. Na przykład Lucy Maud Montgomery, autorka książek o Ani z Zielonego Wzgórza, stworzyła wizerunek Ani na wzór pięknej modelki Evelin Nesbit, której zdjęcie zobaczyła w jakimś magazynie. Ja pisząc „Kochanków” skupiałam się raczej na charakterach i emocjach postaci, nie mając w głowie ich dokładnie sprecyzowanego wyglądu. Ale gdyby nagle mieli się oni zmaterializować na szklanym ekranie, to jako Hankę widziałabym Agatę Trzebuchowską, znaną z głównej roli w filmie „Ida” Pawła Pawlikowskiego.  Natomiast Miłosz, hmm… może Piotr Stramowski? Tak, z wyglądu na pewno on.

A gdyby miała Pani możliwość wypicie herbaty z jednym ze swoich bohaterów (ze wszystkich książek) to kto by to był?

Wymienię troje. Na pewno Frida Kahlo, wspaniała meksykańska malarka, o której napisałam w „Skandalistkach” oraz zdecydowanie  Hanka i Miłosz z „Kochanków z deszczu”. Tych ostatnich zapytałabym, jak im się teraz układa 😉

 A po jakie książki Pani chętnie sięga w wolnym czasie?

Z żalem muszę się przyznać, że ostatnio bardzo rzadko sięgam po książki. Wynika to z wielu przyczyn, głównie z braku czasu. Ale na mojej półce czeka wiele nowych, świetnych książek, które przywożę sobie z podróży do Polski. Są wśród nich m.in. bardzo dobre pozycje wydane ostatnio przez moje wydawnictwo tj. „Izabela. Świat w płomieniach” Krzysztofa P. Czyżewskiego czy „Jeszcze jeden rok” Sylwii Markiewicz. W kolejce czekają również „Życie Charlotte Bronte” autorstwa Elizabeth Gaskel, „Wiek czerwonych mrówek” Tani Pjankowej, „Wybór Matki” Gosi Garkowskiej i kilka innych. Mam nadzieję, że w końcu przyjdzie odpowiednia pora i nadrobię wszystkie czytelnicze zaległości.

Moja książka życia to…

Mam takie trzy i wszystkie jednakowo kocham. Są to: „Dziwne losy Jane Eyre” Charlotte Bronte, „Wichrowe wzgórza” Emily Bronte oraz „Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa.

Co jest dla Pani najtrudniejsze w byciu pisarką?

Tak zwane blokady pisarskie, czyli stany, w których kilka godzin spędzonych przed laptopem procentuje kilkoma lub co najwyżej kilkunastoma zdaniami tekstu. Okropne 🙂 Sytuacja staje się nie do zniesienia, gdy taki stan rozciąga się na długie tygodnie.

Pisze Pani aktualnie coś nowego, jeśli tak to może zdradzić kiedy możemy się spodziewać nowej książki?

W planach mam dwie książki. Drugą część „Skandalistek”, której bohaterkami tym razem będą  prawdziwe, wyróżniające się charyzmą i odwagą awanturnice oraz kolejną powieść obyczajową. Ich wydanie przesunie się nieco w czasie, gdyż potrzebuję przerwy i odpoczynku więc postanowiłam na jakiś czas odłożyć pisanie. 

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane