Strona głównaWywiadyChciałabym wszystko już i natychmiast, ale z pisaniem tak się nie da....

Ostatnio opublikowane

Chciałabym wszystko już i natychmiast, ale z pisaniem tak się nie da. Chyba od tego trzeba zacząć. Uzbroić się w cierpliwość – wywiad z Magdaleną Knedler

Z Magdaleną Knedler rozmawiamy po raz drugi. Zdradza trochę o swoich planach oraz całym procesie tworzenia. Zapraszam.

Spotykamy się po raz drugi. Pierwszy raz rozmawiałyśmy po premierze Pana Darcy’ego. Od tego czasu premierę miała rewelacyjna Winda i kryminał Nic oprócz strachu. Jak od tej pory zmieniło się Twoje życie? Jak Ty się zmieniłaś?

Zmieniła się przede wszystkim moja praca. Kiedy pisałam powieść „Pan Darcy nie żyje”, robiłam to w tak zwanym międzyczasie. Dużo pracowałam zawodowo, więc nie mogłam sobie pozwolić na regularne pisanie. Miałam jedynie to szczęście, że prowadziłam gabinet logopedyczny, a więc mój czas pracy był elastyczny. Na przykład w poniedziałek i wtorek siedziałam w gabinecie po dwanaście godzin (zdarzało się i więcej…), ale w środę, czwartek i piątek było już luźniej. Teraz moja praca zawodowa została zredukowana do prowadzenia warsztatów, a więcej czasu poświęcam na pisanie. Co do innych zmian, to na pewno pisanie wiąże się z większym stresem, na który miałam nadzieję uodpornić się z każdą kolejną książką, ale nic takiego się nie wydarzyło… 😉 I poznałam wielu nowych, ciekawych, fajnych ludzi. W tym Ciebie 😉 To najlepsza zmiana!

Bardzo mi miło! 3 książki już się ukazały. Kontynuacja trylogii, którą zapoczątkowała pozycja Nic oprócz strachu ukaże się jesienią. Zatem masz już spore doświadczenie i pewne nawyki/rytuały związane z pisaniem. Ulubione miejsce, kubek, pora pisania. Opowiesz nam o nich?

W moim wypadku trudno mówić o ulubionej porze pisania, bo mam pięcioletnią córkę, więc w praktyce wygląda to tak, że piszę wtedy, gdy moje dziecko jest w przedszkolu. I nie ma, że boli 🙂 Muszę się zmobilizować, bo popołudniami już nie mam czasu na pisanie. Popołudniami siedzę na drabinkach, w piaskownicy, na huśtawce, jeżdżę na hulajnodze i zbieram mlecze lub suche patyki (nie pytaj…). Zdarza mi się wtedy obmyślać fabuły, oczywiście. I prowadzę szeroko zakrojone obserwacje świata 🙂 Chyba że uaktywni się „instytucja” babci (najlepsza instytucja na świecie!) i zorganizuje jakieś popołudniowe rozrywki dla mojej córki, wtedy zdarza mi się ponownie zasiąść do pisania. I wieczorami, jeśli muszę/chcę. I jeśli nie zasypiam w połowie drogi do komputera… Co do ulubionego miejsca, to od niedawna mam swój pokój do pisania, jeszcze nie w pełni wykończony, ale już z całkiem sensownym biurkiem i dużym monitorem 😉 Wcześniej pisałam w kuchni… Kubki muszę co jakiś czas zmieniać i lubię duże. Im większe, tym lepiej. Czekam, aż ktoś mi w prezencie, w ramach dowcipu, kupi wiadro…

Jakich rad, teraz przed premierą czwartej już książki, możesz udzielić debiutantom? Na to co powinni zwracać uwagę, czym się kierować?

Właściwie sama nie wiem. Myślę, że każdy ma na tym polu inne doświadczenia. Najważniejsza jednak jest cierpliwość i wytrwałość. Pisanie to nie jest proces, w którym można sobie pozwolić na niecierpliwość. Codziennie trzeba z nią walczyć i się jej oduczać. Wiem, co mówię. Sama jestem osobą bardzo niecierpliwą i chciałabym wszystko już i natychmiast. Ale z pisaniem tak się nie da. Chyba od tego trzeba zacząć. Uzbroić się w cierpliwość.

Jak przyznałaś w naszej pierwszej rozmowie, Winda ma formę eksperymentalną, teraz gdy minęło kilka miesięcy od premiery możesz powiedzieć, że ten eksperyment się przyjął?

To zależy w jakim aspekcie 😉 „Winda” jest jak dotąd jedyną moją powieścią, która zebrała same dobre recenzje. Dostałam również sporo wiadomości od czytelników, którzy tą książką byli zachwyceni i twierdzili, że mocno lekturę przeżyli. Zawsze powtarzam, że nad „Windą” najwięcej się napracowałam, pisałam ją najdłużej, najwięcej nad nią myślałam i najbardziej „wypstrykałam się” emocjonalnie. Jest tam wielu bohaterów i każdy ma swój własny wewnętrzny świat. Musiałam choć na chwilę stać się każdym z nich, mówić ich językiem i myśleć ich schematami. Nie było łatwo. Cieszę się więc z pozytywnego odbioru książki, z pochwał recenzentów i czytelników. Wiem jednak, że „Winda” nie jest pozycją, po którą sięgnie masa. Nigdy nie łudziłam się, że tak będzie. Jeśli więc rozmawiamy o przyjęciu się eksperymentu pod względem komercyjnym, to bestsellerem nie jest 😉

Spotykasz się z czytelnikami, rozmawiacie, wymieniacie uwagi. Którą z Twoich książek wskazują jako ulubioną?

Sama ostatnio pytałaś o to na swoim fanpejdżu 😉 I jak widzisz, odpowiedzi są różne. Właściwie nie wiem. Ale zaskoczyło mnie, że wielu czytelników wskazało moją pierwszą powieść. To miłe, debiuty nie są przecież łatwe. Z moimi książkami kłopot polega na tym, że każda jest inna. Myślę, że sporo odbiorców, którym podobał się „Pan Darcy”, nie przebrnęłoby przez „Windę”. I sporo takich, który uważają, że „Winda” pokazała mnie jako prawdziwą pisarkę, a „Pan Darcy” to po prostu lekka, przyjemna, rozrywkowa powieść. „Nic oprócz strachu” budzi jak dotąd najbardziej skrajne emocje. Nawet pochwały często zupełnie nie są ze sobą zbieżne. Bywa też, że to, co jeden recenzent uważa za wadę książki, inny wymienia jako zaletę. Ciekawe doświadczenie 😉

Jak zauważyłaś każda z twoich książek jest inna. Pan Darcy nie żyje to kryminał z wątkiem komediowym, Winda to powieść współczesna a Nic oprócz strachu to kryminał z bogatym tłem obyczajowym. Czym jeszcze nas zaskoczysz? Romans? Erotyk? Zbiór opowiadań? 😉

Oj, wiem, powinnam się na coś zdecydować… Jeśli chodzi o zbiór opowiadań, to dawniej, kiedy dopiero marzyłam o pisaniu, chciałam być jak Alice Munro albo Jorge Luis Borges. Oni w życiu nie napisali żadnej powieści! Mają na swoim koncie jedynie zbiory opowiadań. A sukces artystyczny (i komercyjny także) odnieśli ogromny. Uwielbiam też Alaina Mabanckou, który pisze takie mikropowieści, zawsze skromne objętościowo. Kocham opowiadania, to najtrudniejsza forma. Albo jest doskonałe, albo nie istnieje. No i właśnie… Chyba dlatego jeszcze poczekam 😉 Ale zbioru opowiadań nie wykluczam. Myślę, że „Winda” jest skutkiem ubocznym mojej miłości do krótkich form.
Ale zaraz, o co innego pytałaś… Może powinnam napisać poemat dygresyjny? 😉 Wróćmy do głównego wątku. Plany na przyszłość są 😉 Erotyku chyba nie dałabym rady… Na pewno będzie powieść obyczajowa, która miała być romansem, ale nie do końca taka wyszła. Pojawi się już niedługo. W lipcu zrobię coming out i pokażę okładkę 😉 Pracuję też nad powieścią obyczajową z wątkiem historycznym, do której zbieranie dokumentacji kosztowało mnie sporo nerwów i silnych emocji. I kryminał też będzie, bo przecież nie skończyłam jeszcze z komisarz Lindholm.

Właśnie. Jesienią ukaże się kolejna część z Anną Lindholm w roli głównej. Zdradzisz nam coś więcej odnośnie fabuły? Z czym będzie się borykać?

Anna Lindholm pojedzie do Wenecji, gdzie będzie chciała dojść do ładu sama ze sobą po tym wszystkim, co spotkało ją w części pierwszej. Ale tam właśnie rozsypie się na dobre, bo będzie miała dużo czasu na myślenie. Zamieszka u antykwariuszki Lucrezii Doldano, z którą się zaprzyjaźni i której nawet pomoże trochę w prowadzeniu biznesu. Bo jak wiemy, Anna zna się na rzeczy – a przynajmniej na starych, zabytkowych meblach. W Wenecji trwa karnawał, ale woda wylewa się z kanałów i do barokowych kostiumów trzeba wkładać kalosze. Pierwszego dnia karnawału Anna i Lucrezia, oczywiście odpowiednio odziane, zmierzają w stronę San Marco, żeby się dobrze bawić. Wybierają drogę na skróty i w ciemnej uliczce, nad kanałem, wokół którego zamykają się opuszczone kamienice, natrafiają na zwłoki młodego mężczyzny w stroju Poliszynela. Elementem zupełnie niepasującym do jego garderoby jest maska moretta, której noszenie wymaga przytrzymywania zębami specjalnego guzika. Ergo – nie można w niej mówić. Poliszynel w masce nakazującej milczenie…? A tytuł to właśnie „Nic oprócz milczenia”.

Kiedy planujesz zakończenie trylogii? Na jakim etapie są prace?

Teraz piszę trzecią część i praca wre 😉 Książka ukaże się rok po premierze części pierwszej.

Mam taką zakładkę z hasłem „Czytam, bo deadline”. Wiem, że dla pisarzy to słowo, modne ostatnio, też ma znaczenie. Trzymasz się jakiegoś harmonogramu prac nad książką czy raczej idziesz na żywioł?

Teraz już trzymam się harmonogramu, a przynajmniej się staram. Jestem tylko człowiekiem i zdarza mi się upadać 😉 Ale usiłuję zachować regularność pisania, bo jeśli robisz sobie dłuższe przerwy, to później bardzo trudno jest wrócić do tekstu. Wybijasz się z opowieści, przestajesz żyć życiem bohaterów. Dlatego staram się rzetelnie przepracowywać „roboczy” tydzień. I deadline jest ważny, przecież wydawnictwo też ma swój plan, który może naruszyć moje opóźnienie w dostarczeniu tekstu. Dlatego staram się dotrzymywać terminów.

Nie mogę pominąć tematu książek. Jaka ostatnio zrobiła na Tobie wrażenie?

Z kryminałów „Śnieżka musi umrzeć” Nele Neuhaus i „Bielszy odcień śmierci” Bernarda Miniera, z literatury pięknej „Limbo” Melanii G. Mazzucco, z literatury faktu „Więzień Kołymy” Jana Stanisława Smalewskiego i z podróżniczej „Syberia” Jacka Pałkiewicza. Ta ostatnia – genialna!

Moją pasją poza książkami jest również muzyka. Masz swój ulubiony zespół? Śledzisz rynek muzyczny, czy raczej tylko to co proponuje nam radio?

Nie, jestem chyba ignorantką w kwestii rynku muzycznego 😉 Jako tak zwanego tła słucham radia, lubię U2, Radiohead, głos wokalisty Simply Red i kubańskie rytmy. Nie stronię od muzyki poważnej. Kiedy jest mi naprawdę źle, słucham sonaty C-dur Mozarta.

Na zakończenie czego mogę Ci życzyć? 😉

Zdrowia! 😉

Zatem życzę Ci dużo zdrowie i dziękuję za rozmowę.

A tak ładnie prezentowałyśmy się z Magdą podczas Warszawskich Targów Książki 😉

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane