Strona głównaWywiadyUczyłam się na błędach, ale dzięki temu mam szansę nie popełniać tych...

Ostatnio opublikowane

Uczyłam się na błędach, ale dzięki temu mam szansę nie popełniać tych samych, wywiad z Magdaleną Kordel

Dzisiaj mam dla Was rozmowę z Magdaleną Kordel autorką książki Zagubiony anioł, o której Wam ostatnio opowiadałam.

Przypuszczam, że pisała Pani świąteczną książkę w okresie innym niż czas Bożego Narodzenia, czy trudno wtedy wczuć się w świąteczny klimat? 

Już tak to bywa w pisarskim życiu, że opowieści świąteczne zazwyczaj pisane są latem. Tak żeby mogły pojawić się akurat na sezon zimowy. I szczerze mówiąc w tej chwili nie jest to bardzo trudne. Książek ze świętami w tle napisałam już kilka i chyba wyćwiczyłam wyobraźnię na tyle, że załącza mi się bez większego problemu. Za to przy „Aniele do wynajęcia”, który był moją pierwszą zimową książką to naprawdę było spore wyzwanie. Bo u moich bohaterów właśnie zaczynał padać śnieg, mróz chrzęścił pod butami, z ust unosiły się obłoczki pary, a u mnie za oknem kwitły bzy, ptaszki śpiewały, wiosna buchała majem 😉 Za nic mi to się nie składało. No i zaczęłam kombinować, co z tym zrobić. Oczywiście na pierwszy rzut poszły kolędy. Najłatwiej dostępne i proste w obsłudze. Mieszkaliśmy w bloku, ściany były dość cienkie, dźwięk się niósł rewelacyjnie, do dziś pamiętam pełne zdumienia spojrzenia naszego sąsiada. Bo to chyba tylko u Kordel można było na wiosnę i latem posłuchać „Lulajże Jezuniu” ;). Poza kolędami było pieczenie pierniczków, rozstawianie kartek świątecznych. Ale najpiękniejsze co mnie spotkało i najbardziej wzruszające, to była Wigilia w środku lata. Urządzona przez moich przyjaciół, po to żeby mi pomóc w tym letnim pisaniu o zimie. I uwierzcie to były najprawdziwsze święta. Z choinką, prezentami, kolędami i wszystkimi ważnymi przy stole. I właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że jeżeli przy tym wigilijnym stole, dwudziestego czwartego grudnia usiądzie z nami miłość, wdzięczność i nadzieja, to wtedy to co najważniejsze w świętach zostanie z nami na cały rok.  I może właśnie dlatego już nie mam problemu z wczuciem się w świąteczną atmosferę.  

Czy w okresie Bożego Narodzenia czyta Pani właśnie takie świąteczne historie i ogląda świąteczne filmy? Jeśli tak to co może Pani polecić moim czytelnikom?

Czytam i oglądam. Lubię bardzo. Najczęściej rozpoczynam od mojej ukochanej świątecznej książki „Noelki” Małgorzaty Musierowicz. A oglądam „To właśnie miłość”. To jest taki nasz domowy, kordelowy świąteczny pakiet startowy. A potem różnie bywa. Bo od kilku lat jest mnóstwo propozycji świątecznych i trudno być na bieżąco. Teraz też koło łóżka czeka na mnie cały wielki stos świątecznych powieści. I wszystkie z tego roku 🙂 Zapraszam na mojego facebooka i instagrama, tam będę się na pewno dzielić świątecznymi inspiracjami. 

Czy w Pani domu w okresie Bożego Narodzenia panują jakieś świąteczne tradycje/zwyczaje?

Na pewno pieczemy pierniki. Całą rodziną i z przyjaciółmi. Dom wtedy się ożywia. Pełno w nim ludzi, śmiechu, zapachu cynamonu i Gożdzików i rozgrzanego miodu. Na kuchence, w czajniku non stop gotuje się woda na herbatę, w kieliszkach czerwieniej wino. W tle lecą pastorałki i piosenki świąteczne. Robi się duży bałagan, mąka jest wszędzie, tak samo jak wszędzie, w każdym pomieszczeniu panuje gwar. I choć do świąt zazwyczaj zostaje kilka lub kilkanaście dni, to dla mnie one właśnie tak się zaczynają. Piernikowo. My w ogóle mnóstwo rzeczy robimy razem i to niepostrzeżenie stało się rodzinną tradycją. Wspólnie robimy listę potraw na wigilijny stół, wspólnie ten stół rozstawiamy, dobieramy obrus, serwetki… Dekorujemy mieszkanie, idziemy po drzewko. Wspólnie je ustawiamy, ubieramy. Ot dobra przedświąteczna codzienność i powtarzalność. Małe zwyczajne cuda 🙂

Co najbardziej Pani lubi w tym czasie?

To że jesteśmy razem. I niczego innego naprawdę mi nie potrzeba.

Fot. Radek Kaźmierczak

Jest Pani wymagającą czytelniczką? Co musi mieć książka, aby zrobiła na Pani wrażenie?

Nie wiem czy jestem wymagająca. Ale na pewno dorosłam już do tego żeby dać sobie przyzwolenie na to, że może mi się coś nie podobać. Nawet jeżeli porywa tysiące mi wolno mieć inne zdanie. Ja lubię się z bohaterami zaprzyjaźniać. Lubię zachwycać się językiem. Lubię wartkość akcji ale też spokój płynący z opowieści. Lubię czuć się jej częścią. Lubię ten stan, gdy totalnie przestaje obchodzić mnie to co jest wokół, bo cała jestem w historii, którą czytam.

Trafiła Pani w ostatnim czasie właśnie na takie książki? Może Pani coś polecić moim czytelnikom?

W ostatnim czasie zachwyciłam się „Gdzie śpiewają raki”. Ta powieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie. I „Nie wszystko zostanie w rodzinie”, właśnie skończyłam czytać. Ale do moich ulubionych, odkrytych wcześniej należy również „Złodziejka książek” i „Dom tęsknot”. To tak na pierwszy ogień, pierwsze skojarzenia.

Jak zaczęła się Pani przygoda z pisaniem? Pamięta Pani dzień, kiedy napisała pierwsze zdanie w pierwszej książce?

Tak  konkretnie to nie pamiętam. Bo to było w „48 tygodniach”. Książce, która z założenia książką nie miała być. To były krótkie odcinki pisane do lokalnej gazety. Dopiero potem po przeczytaniu całości, poprawieniu tego i owego doszłam do wniosku, że nieoczekiwanie wyszła mi cała historia. I gdyby to ode mnie zależało na tym by się skończyło, bo ja nie wierzyłam, że to może kogoś zainteresować. To Kuba, mój mąż, wydrukował tekst i zawiózł do dwóch wydawnictw. Jedno odrzuciło, drugie przyjęło i to był pierwszy krok do pisania dla większego grona.

Fot. Radek Kaźmierczak

Ile czasu przeznacza Pani na pisanie? Ma Pani jakiś dzienny rytm pracy, czy raczej jest to działanie pod wpływem chwili?

Pisanie poza tym, że jest moją ogromną pasją stało się również moim głównym zajęciem. Dlatego musiałam wprowadzić samej sobie pewien reżim. Gdy zaczynam nową historię piszę kilka godzin dziennie. Wraz z upływem czasu i rozrośnięciem się opowieści pracuję coraz dłużej, Czasem po dwanaście, czternaście godzin. I zazwyczaj gdy kończę przez kilka dni zwyczajnie śpię 😉

Czy w swoim życiu pisarskim, gdyby miała Pani taką możliwość podjęłaby Pani jakieś inne decyzje? Coś zmieniła?

Nie. Nic a nic. Wszystko było potrzebne. Uczyłam się na błędach, ale dzięki temu mam szansę nie popełniać tych samych. Powolutku stawałam się tym kim jestem. To właśnie ta a nie inna droga zawiodła mnie do miejsca, w którym jestem dziś.

Są już plany na wydanie kolejnych książek? Jeśli tak to kiedy możemy się ich spodziewać? I czy po Zagubionym aniele doczekamy się kolejnej części w tej serii? 

Planów jest dużo.  W tym również zupełnie nowa seria z nowym Wydawcą 😉 Dlatego następny rok będzie bogaty w Kordel 😉  Będzie coś zupełnie nowego, będzie ostatni tom serii „Tajemnice”  i oczywiście świąteczna. Jeżeli nic w międzyczasie się nie zdarzy to na zimę wrócimy do Malowniczego. A jeżeli chodzi o kolejną część „Anioła”, to powiem tak: nie planuję, ale „Zagubionego” też nie planowałam. Ba, zarzekałam się, że nie napiszę kontynuacji. Więc teraz już rozsądnie nie będę mówiła „nigdy”. Powiem za to, zobaczymy co czas pokaże 😉

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane