Wygląda na to, że seria kryminalna Marii Jungsted przypadła mi do gustu do tego stopnia, że jestem w stanie zacząć książkę w jeden dzień i skończyć na następny. Wciąga!
We własnym gronie to już trzeci tom serii, po Niewidzialnym i Niewypowiedzianym. Pochłonęła mnie ta historia bez reszty. Kolejny raz autorce udało się mnie zaskoczyć i zmylić tak, że nie wytypowałam prawidłowo sprawcy. Jungsted łączy klasyczny kryminał z elementami powieści obyczajowej, dzięki czemu mamy okazję lepiej poznać bohaterów. Osobiście bardzo lubię takie połączenie i z chęcią śledzę losy wszystkich postaci, nie tylko tych pierwszoplanowych.
Gdy na jednej z farm zostaje odnaleziony zabity koń z odrąbaną głową nic nie wskazuje na to, że inspektor Knutas będzie miał do czynienia z mordercą. Dopiero, gdy zamordowana zostaje młoda dziewczyna, która brała udział w kursie archeologicznym sprawy powoli zaczynają się ze sobą łączyć. Wszystko wskazuje na to, że doszło do rytualnego morderstwa, gdyż kobieta została utopiona, okaleczona nożem, a następnie powieszona. Atmosfera staje się coraz bardziej napięta a sytuacja groźna, gdyż pojawiają się kolejne ofiary. Kto za tym stoi? Czy morderca zawsze będzie o krok przed policją?
We własnym gronie to opowieść o fanatyzmie i okultyzmie i szkodach jakie mogą one przynieść. To historia, która mrozi krew w żyłach i szokuje. Autorka sprawnie myli tropy, łączy ze sobą wszystkie elementy, by na końcu wszystko się zgadzało. Teoretycznie można czytać ten tom bez znajomości poprzednich, jednak z uwagi na warstwę obyczajową warto sobie zacząć od samego początku. A dodatkowo to świetna rozrywka. Czekam już na kolejny tom, który mam nadzieję ukaże się niebawem!