Wczoraj opowiadałam Wam o najnowszej książce Katarzyny Kieleckiej, a dzisiaj zapraszam na rozmowę z autorką.
Trzyrotki to powieść o przyjaźni, która trwa latami. Co jest dla Pani najważniejsze w przyjaźni?
Zaufanie i akceptacja. Prawdziwy przyjaciel wytyka wady lub błędy nie po to, by dokopać, ale by pomóc. Jeśli to działa w obie strony, taka relacja ma szansę przetrwać wszelkie życiowe zawieruchy i nie tracić z czasem na wartości.
Czy tytułowe Trzykrotki mają swoje pierwowzory w prawdziwym świecie?
Jak najbardziej. To ja i moje dwie przyjaciółki. Postarzyłam nas odrobinę, zmieniłam nazwiska, historię karier zawodowych i kilka innych detali, za to charaktery starałam się przenieść możliwie wiernie. Dziewczyny są niezwykle odważne, bo pozwoliły mi na to bez szemrania.
Czy podczas pisania zdarzyło się Pani zmienić koncepcję i pójść z tą historią w innym kierunku niż było zaplanowane?
Tak. Zawsze zostawiam otwarte drzwi dla świeżych pomysłów. W przypadku „Trzykrotek” największą rewolucję wprowadziła postać Werki. To jedna z niewielu fikcyjnych postaci w tej powieści, ale okazała się na tyle ciekawa, że dałam jej znacznie więcej przestrzeni, niż początkowo zakładałam. Dzięki temu mogłam pokazać świat z jej perspektywy i zgłębić jej sposób myślenia.
Jeśli właśnie chodzi o plan to pisze Pani pod wpływem chwili, czy jednak trzyma się jakiegoś stałego harmonogramu pracy nad książką?
Plany dają mi poczucie bezpieczeństwa. Potrzebuję ich zarówno w życiu jak i w pracy nad książką. Oczywiście zdarza mi się wprowadzać zmiany, niekiedy nawet poważne, ale raczej nie działam pod wpływem chwili, chociaż nowe pomysły pojawiają się zwykle nagle i znikąd. Na spokojnie je analizuję, rozkładam na czynniki pierwsze i dopiero podejmuję decyzję.
A co poza pisaniem i czytaniem zajmuje Pani wolny czas?
Pracuję w banku, wolnego czasu mam jak na lekarstwo i zwykle spędzam go z rodziną. Kocham nasze włóczęgi po Polsce i Europie, wieczory przy kartach, rozmowy, zabawy z psem. Lubię też szperać po bibliotekach, archiwach, internecie i gromadzić ciekawostki na tematy, które w danym momencie mnie pochłaniają. Zwykle dotyczą jakichś wycinków historii, zagadnień podróżniczych lub psychologicznych. Potem często wykorzystuję tę wiedzę podczas pisania.
Jaka książka zrobiła na Pani w ostatnim czasie duże wrażenie i może ją Pani polecić moim czytelnikom?
Kilka dni temu przeczytałam powieść Agnieszki Bednarskiej „Zabierz dzieci, wyjedź z miasta”. Niebanalna fabuła trzyma w napięciu, a z drugiej strony nie ma w niej melodramatyzmu czy patosu, choć tematyka stwarza pokusę, by iść w tym kierunku. Czytelnik ogląda katastrofę w Czarnobylu oraz jej konsekwencje z perspektywy zwykłych, szarych ludzi. Dla mnie to było fascynujące doświadczenie. Pozostałe wątki także zasługują na uwagę i świetnie splatają się w całość. Na pewno będę sięgać po inne książki tej autorki.
Pamięta Pani swój debiut? Czy wydanie każdej kolejnej książki niesie ze sobą podobne emocje, czy raczej już później jest ich mniej?
Wiosną 2019 roku pierwszy raz wzięłam do rąk „Sedno życia” w papierowym wydaniu i trochę mi było przykro, że w ogóle nie czuję się pisarką. To był zwykły dzień w pracy, a potem w domu. W dużej mierze sama jestem sobie winna, że nie odważyłam się świętować, ale moją radość przyćmiewał lęk przed tym, jak książka zostanie przyjęta, czy sprawdzę się w nowej roli itd. Wolałam zachowawczo nie traktować tego jako sukces. Dopiero, gdy posmakowałam przyjemności spotkań z Czytelnikami, zaczęłam czerpać ogromną przyjemność z kolejnych książek. Teraz z każdą premierą przybywa emocji i pięknych wspomnień.
Zagląda Pani na portale z recenzjami i czyta opinie o swoich książkach?
Tak, oczywiście. Uważam, że jeśli ktoś zaufał mi na tyle, by spędzić kilka godzin z moją książką, a potem jeszcze zdobył się na trud ubrania swoich wrażeń w słowa, nie wolno mi tego lekceważyć. Poza tym, co tu kryć, jestem zawsze ciekawa tych opinii. Nie powiem, że z każdą z nich się zgadzam, ale nad każdą się zastanawiam i wyniki tych moich przemyśleń uwzględniam podczas pracy nad rozwojem warsztatu pisarskiego. Czytelnik chce czytać, a pisarz chce być czytany, zatem gramy do wspólnej bramki i w jakimś stopniu jesteśmy od siebie zależni. Dlatego powinniśmy się szanować. A jeśli jeszcze oprócz tego się lubimy, układ staje się idealny.
A jeśli do końca życia mogłaby Pani czytać tylko jedną książkę to na jaką by się Pani zdecydowała?
W 2009 roku ukazała się drukiem limitowana wersja opowieści o Pannie Marple Agathy Christie. Zostały zebrane w jeden tom, składający się z 4032 stron, więc myślę sobie, że to by był słuszny wybór. Nie dość, że jest co czytać, to jeszcze z pewnością nie brakłoby mi inspiracji do snucia w głowie alternatywnych, własnych fabuł na podstawie przeczytanej treści.
Pracuje już Pani nad ` powieścią? Może Pani zdradzić o czym tym razem będzie?
W październiku tego roku ukaże się dylogia „Księżyc nad Vajont”. Opowiada o losach dwóch kobiet: matki i córki, o tęsknocie, samotności, o tym jak czasem trudno wołać o ratunek. Ta historia ma swój początek nad jednym z pięknych, turkusowych jezior w Dolomitach. W latach sześćdziesiątych doszło tam do największej katastrofy w powojennych Włoszech, często nazywanej górskim tsunami. W okolicy do dziś czuje się grozę tamtych dni, czego dowodem jest moja powieść. Dolina Vajont urzekła mnie, zaczarowała i zmusiła, by ją opisać.
Kolejne pomysły oczywiście klują mi się w głowie. Powili ubieram się w słowa, zatem w przyszłym roku także nie zabraknie nowych książek mojego autorstwa.