Strona głównaWywiadyBardzo wierzę, że to ważne – byśmy znały historię kobiet, miały swoje...

Ostatnio opublikowane

Bardzo wierzę, że to ważne – byśmy znały historię kobiet, miały swoje bohaterki, wiedziały o zwycięstwach jakie kobiety odniosły, ich sukcesach, które niesłusznie zostały zapomniane, wywiad z Pauliną Reiter

Wczoraj opowiadałam Wam o Samotnych oceanach, a dzisiaj zapraszam na rozmowę z autorką.

Kiedy dowiedziała się Pani o wyczynie p. Krystyny? Czy to właśnie wtedy zrodził się pomysł, aby napisać o niej książkę?

Pięć lat temu, zupełnie przypadkiem, wpadłam w internecie na listę największych żeglarek świata. Na liście tej zobaczyłam polskie nazwisko – Krystyna Chojnowska-Liskiewicz, pierwsza kobieta, która przepłynęła świat jachtem samotnie. Byłam zaskoczona, że nigdy nie słyszałam tego nazwiska, że nie uczyłam się o Chojnowskiej szkole. Zaczęłam podpytywać koleżanki – również o niej nie słyszały. Wydało mi się do dziwne, wszak nie mamy aż tak wielu zwycięstw i wyczynów tej rangi, skąd więc to zapomnienie? Szybko znalazłam kontakt do kapitan Chojnowskiej-Liskiewicz, która mieszkała w Gdańsku, umówiłam się z nią na wywiad do „Wysokich Obcasów”. Już podczas pierwszej rozmowy z nią zorientowałam się, że jej fascynująca historia, to materiał na coś więcej niż reportaż do tygodnika. Opowieść nie tylko o niezwykłym rejsie, o przełamywaniu stereotypów, ale też o dzieciństwie w Warszawie podczas wojny, lęku dziecka o utratę rodziców, studia na Politechnice Gdańskiej jako jedna z pierwszych studentek wydziału budowy okrętów, a potem pracownica biura konstrukcyjnego Stoczni Gdańskiej. A potem o pionierskich rejsach z całkowicie żeńskimi załogami. To również opowieść o miłości, wystawionej na test.

Jak długo pracowała Pani nad tą historią?

Praca nad książką trwała pięć lat. W tym czasie wielokrotnie spotykałam się z Krystyną Chojnowską- Liskiewicz i jej mężem Wacławem Liskiewiczem – również inżynierem budowy okrętów, znakomitym żeglarzem i konstruktorem jachtu „Mazurek” na którym pani kapitan opłynęła świat. Rozmawiałam z bliskimi Krystyny, ludźmi, którzy ją znali, żeglarzami. Korzystałam z archiwów – artykułów i nagrań – zgromadzonych w Telewizji Polskiej, w Narodowym Muzeum Morskim, Polskim Związku Żeglarskim i Muzeum Sportu. Gdy w czerwcu 2021 Krystyna Chojnowska zmarła jej mąż porządkując jej rzeczy odnalazł listy z rejsu, które zdecydował mi się pokazać. To odmieniło opowieść – listy dały mi wgląd w emocje mojej bohaterki, wyrażały tęsknoty i lęki o których nie chciała mi wcześniej opowiadać.

Jakie wrażenie zrobiła na Pani bohaterka Samotnych oceanów?

Krystyna Chojnowska-Liskiewicz zrobiła na mnie kolosalne wrażenie już przy pierwszym spotkaniu – nie tylko swoim wyczynem, który wymagał ogromnej odwagi, ale też poczuciem humoru, dystansem do siebie i świata, realizmem. Zaimponowała mi poczuciem własnej wartości – to cecha bardzo niespotykana u kobiet. Często w siebie wątpimy, przeżywamy syndrom oszustki, wierzymy, że nie damy rady czegoś zrobić. Tymczasem Krystyna Chojnowska zawsze wierzyła w siebie, w to, że da radę – dostać się na „typowo męskie” studia, do „typowo męskiej pracy”, uprawiać „typowo męskie” hobby, choć mówiło się, że kobiety na pokładzie przynoszą pecha. Jej głębokie poczucie własnej godności i niezgoda na niepoważne traktowanie imponują mi. Sama o sobie nie mówiła, że jest feministką, ale wierzyła w myśl która jest fundamentem femiznimu: że kobieta jest takim samym człowiekiem jak mężczyzna i powinna mieć takie same prawa i możliwości.

Czy są osoby, które nie chciały z Panią rozmawiać lub nie udało się do nich dotrzeć?

Na szczęście nie spotkała mnie żadna odmowa. Co nie oznacza, że udało mi się odszukać wszystkich ludzi, których Krystyna Chojnowska spotkała na swej drodze, w czasie swojego rejsu dookoła świata. Ucieszyło mnie, że udało mi się odnaleźć Leonię Płaczek u której mieszkała na Tahiti, która odwiedziny Krystyny zapamiętała żywo – mimo, że dzieliła te dwie kobiety bariera językowa zaprzyjaźniły się i nawet po 40 latach mówiły, że były dla siebie jak siostry.

Znała się Pani chociaż trochę na żeglarstwie zanim zaczęła pisać tę książkę?

Rozmowy z Krystyną Chojnowską i Wacławem Liskiewiczem, praca nad tą książką a także lektura znakomitej relacji pani kapitan z rejsu – „Pierwsza dookoła świata”, napisana zaraz po zamknięciu rejsu w 1978 roku – sprawiły, że odżył we mnie żeglarski bakcyl, którego złapałam w liceum kiedy jeździłam na obozy żeglarskie i kiedy zrobiłam patent. Potem jednak porzuciłam żagle. I nigdy nie pływałam na morzu ani oceanie, jedynie na jeziorze Charzykowskim. Ten brak żeglarskiego doświadczenia nie zniechęcał mnie jednak– moja książka nie opowiada o żeglarstwie – sama Krystyna najlepiej opisała swój rejs we własnej książce. To opowieść o życiu fascynującej, nietuzinkowej kobiety. 

Co było najtrudniejsze w przedstawianiu historii życia p. Krystyny?

Na początku najtrudniejszy wydał mi się język, którym porozumiewała się ze mną moja bohaterka. Miałam mnóstwo oczekiwań, wyobrażeń na temat tego jak opowie mi o swoim rejsie – o zmaganiu się z żywiołem oceanu, o przeżywaniu dojmującej samotności, o tym czy jest taka wolność jakiej można doświadczyć na morzu, o emancypacji. Krystyna Chojnowska jednak mówiła bardzo powściągliwie, zwięźle. Nie wdawała się w humanistyczne, egzystencjalne rozważania. Moje górnolotne pytania kwitowała zazwyczaj jednym krótkim zadaniem. Miała wielki opór przed snuciem jakiejś bohaterskiej, epickiej opowieści. W końcu pogodziłam się z tym a nawet polubiłam surowy styl pani kapitan, jej umiejętność skwitowania spraw jednym zdaniem. Jej odrębność w opiniach – szczerość wobec samej siebie i nieoglądanie się na opinie innych.

Było to dla mnie trudne, gdy Krystyny Chojnowska zmarła. Wzruszyło mnie zaufanie jakim mnie obdarzyła, poczułam, że jest mi bliska i nagle odeszła. Nie chodzi nawet o to, że nie mogłam już zadać jej kolejnych pytań, lecz o jej nagłe zniknięcie. Miałam ogromne szczęście, że mogłam ją poznać osobiście, zapisać na taśmie jej opowieści, przelać je na papier.

Pracuje Pani nad kolejną książką?

Jeszcze nie, ale moje życie zawodowe wypełnione jest opowiadaniem życiorysów kobiet. Od dwudziestu lat pracuję w „Wysokich Obcasach” gdzie opisuję historie kobiet, o których dziś mówimy herstorie. Bardzo wierzę, że to ważne – byśmy znały historię kobiet, miały swoje bohaterki, wiedziały o zwycięstwach jakie kobiety odniosły, ich sukcesach, które niesłusznie zostały zapomniane. To moja życiowa misja, by te historie kobiet wybrzmiały. Kobiety w patriarchacie doznały wielkiej krzywdy – wmawiano nam, że nasze życia nie są ważne, że nie jesteśmy zdolne do rzeczy wielkich, tworzenia wielkich dzieł, przeżywania wielkich podróży i przygód. To rana, którą takie historie jak historia Krystyny Chojnowskiej- Liskiewicz pozwalają zaleczyć.

Czy ma Pani wśród kobiet jakiś swój autorytet?

Tak, jest bardzo wiele kobiet, które są moimi autorytetami. Z wieloma z nich miałam szczęście rozmawiać do „Wysokich Obcasów”. To m.in. Eve Enlser, wybitna pisarka, autorka „Monologów waginy”, Marina Abramovic, artystka totalna, performerka, czy Jodi Williams, pokojowa noblistka, która prowadziła międzynarodową kampanię na rzecz rozbrojenia min przeciwpiechotnych. Bohaterkami współczesności, które podziwiam, są działaczki praw człowieka, która walczą o prawa kobiet w Polsce, w tym prawa reprodukcyjne. Jeśli chodzi o reportaż to boginiami dla mnie są Magdalena Grzebałkowska, Katarzyna Surmiak-Domańska, Karolina Sulej, Urszula Jabłońska, Katarzyna Boni, Monika Tutak-Goll, Magdalena Kicińska, Karolina Domagalska… mogłabym długo wymieniać. 

A po książki jakiego gatunku sięga Pani najchętniej? Czy są to właśnie biografie?

Czytam dużo literatury pięknej. Ostatnio najchętniej czytam eseje, które czerpią z opowieści osobistej ale opowiadają o kulturze, zjawiskach. Przykładem takiej literatury może być książka Roxane Gay „Głód” – opowiadająca o gwałcie, jakiego doświadczyła jako młoda dziewczyna i otyłości jaką wybrała jako strategię „ukrycia” się i o tym jak świat traktuje ludzi grubych. Innym przykładem może być brawurowa biografia Carson McCullers pióra Jenn Shapland – splatająca opowieść o życiu Carson i Jenn w opowieść o rozpoznawaniu queerowej tożsamości. Bardzo podobały mi się obie wydane w Polsce książki Maggie Nelson – „Argonauci” i „Czerwone fragmenty”, również czerpiące z jej biografii, ale szukające szerszej opowieści.

Ma Pani w swoim życiu taką książkę, którą może czytać bez końca?

Książki, które mogę czytać bez końca pisze feministyczna filozofka Rebecca Solnit. To dla mnie niedościgniona mistrzyni. Każda jej książka jest dla mnie ekscytującą przygodą. To literatura, która zmienia życia, wyzwala. Chciałabym tymi książkami obdarować wszystkich kobiety, bo dodają siły życiowej. Z jednej z książek Solnit – „Wspomnienia z nieistnienia” – zaczerpnęłam motto do „Samotnych oceanów”. „Utrzymywałam, że mamy dużą moc, historię zapomnianych i niedocenionych zwycięstw, i że choć niektóre rzeczy się pogarszają, to długofalowo – szczególnie z punktu widzenia kobiet, osoby queer czy niebiałej – w zakresie praw i ról społecznych dokonała się znacząca poprawa, i że nie znamy z góry skutków naszych działań”. Uznałam, że to znakomicie oddaje ducha opowieści o wyczynie Krystyny Chojnowksiej – Liskiewicz, która miała odwagę być pierwsza, umiała przekroczyć horyzont wyobraźni, powiedzieć „dam radę” gdy wszyscy myśleli, że nie da. O takiej kobiecie nie można zapomnieć. 

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane