Strona głównaWywiadyW trakcie pracy nad książką stałam się częścią tych historii, przeżywałam je...

Ostatnio opublikowane

W trakcie pracy nad książką stałam się częścią tych historii, przeżywałam je razem z moimi rozmówczyniami, wywiad z Anną J. Dudek

Ostatnio mogliście przeczytać o reportażach o matkach autorstwa Anny J. Dudek, a dzisiaj zapraszam na rozmowę z autorką.

Jak długo pracowała Pani nad Znikając?

Pomysł na książkę o matkach powstał, kiedy mój syn Gutek miał trzy miesiące, a maju 2019 roku.  Zaczęłam się rozglądać, szukać bohaterek, rozmawiać z kobietami. Rozmowy spisywałam, ale przy okazji działo się życie – miałam malutkie dziecko, które pochłaniało całą moją uwagę, więc pracowałam z doskoku. Cały proces, od pomysłu do wydania, trwał więc cztery lata.

Gdzie poznała Pani swoje bohaterki? Czy niektóre z tych znajomości trwają do dzisiaj?

Tak jak piszę we wstępie, nie musiałam szukać bohaterek. One były obok. Rozpuściłam wici, odezwało się bardzo wiele kobiet. Zaczęłyśmy rozmawiać, przy czym nie było jakiegoś klucza – chciałam pokazać zwykłe kobiety, matki, ich codzienne życie. Jedną z bohaterek jest pani Maria, matka Roba i Małgorzaty, która jest moją najdroższą przyjaciółką. Małgosię, mamę Uli, która cierpi na zespół Kornelii de Lange, poleciła mi moja mama, podobnie jak Ewę, która jest mamą zastępczą. Teresę znam z dzieciństwa. Aśkę poleciła mi znajoma – zaprzyjaźniłyśmy się, podobnie jak z Zofią. Razem z tą książką powstała wspólnota kobiet, które łączy macierzyństwo. Jak powiedziała mi kiedyś Heidi Murkoff, macierzyństwo to ostateczna forma siostrzeństwa. Ja również tak to postrzegam.

Co było najtrudniejsze w całym procesie pracy nad tymi reportażami?

Wiesz, myślę, że to nie dotyczy tylko tej książki, ale w ogóle pracy reporterskiej. Emocje. Sprawy, które opisuję, są bardzo angażujące emocjonalnie, bo nie da się pisać o matce, której syn odebrał sobie życie, na zimno. Nie można spokojnie słuchać o tym, co przeżywa kobieta, którą mąż maltretuje. W trakcie pracy nad książką stałam się częścią tych historii, przeżywałam je razem z moimi rozmówczyniami – nie umiem inaczej pracować. To najtrudniejsza część.

Jak się żyje matkom w Polsce? Co chciałaby Pani zmienić?

Żle. Kobietom żyje się źle, bo żadna sfera nie funkcjonuje dobrze – ani opieka zdrowotna, ani system edukacji, ani infrastruktura. Matek mamy w Polsce około 11-13 milionów, to jest ogromna grupa społeczna, w której są bardzo różne kobiety – z niepełnosprawnościami, takie, które mają dzieci z niepełnosprawnościami, takie, które zmagają się z depresją i innymi zaburzeniami u siebie i/lub dzieci, takie, które są ofiarami przemocy, często wraz z dziećmi. Państwo nie robi nic, by je wesprzeć, za to politycy – i mówię tu nie tylko o obecnie rządzącej opcji, ale generalnie – mają usta pełne frazesów o tym, jak to Polska jest krajem matki Polki. Polska jest krajem matki zapierdalającej, która dźwiga wszystko na swoich barkach, próbując znaleźć równowagę. Małgosia podczas jednej z rozmów powiedziała mi w kontekście kącika wytchnieniowego, który prowadzi dla mam, że jak się spotykają, jest im lepiej, raźniej, bo wiedzą, że wszystkie jadą na tej samej, zajechanej kobyle. My wszystkie jedziemy na tej kobyle.

Co chciałabym zmienić?

Oto moja lista marzeń: przede wszystkim chciałabym, żeby kobiety były traktowane jako podmioty polityki i działalności społecznej, nie zaś jak dojne krowy, które nie mają nic do powiedzenia. Podam przykład: w sejmowym zespole ds. Opieki okołoporodowej są sami faceci. To jakiś absurd. Chciałabym, żeby kobiety były traktowane na rynku pracy na równi z mężczyznami i zarabiały tyle samo – a my wciąż zarabiamy mniej. Chciałabym, żeby nie traktowane matek jako niepełnoprawnych pracowników, bo mają dzieci – tylko jako te, którą potrafią świetnie ogarniać wiele rzeczy naraz. W tym kraju kobiety są karane za macierzyństwo. Chciałabym, żeby były tyle żłobków i przedszkoli, żeby nie trzeba się było bić o miejsce. Żeby był dostęp do lekarza i antykoncepcji. Żeby traktowano poważnie kobiety, które zgłaszają przemoc. Chciałabym, żeby samotne matki miały wsparcie, choćby minimalne, czyli np. W zakresie egzekwowania od alimenciarzy tych żenująco niskich alimentów. Żeby matki, które mają niepełnosprawne dzieci i ledwo żyją, bo mają wszystko na głowie, mogły liczyć na pomoc – to jest ich, nasze, prawo, nie fanaberia. Żeby krawężniki były niższe, bo jazda z dziecięcym wózkiem po polskich ulicach jest sportem ekstremalnym. I wiesz co? Chciałabym, żeby upadł ten głupi mit matki Polki, który szkodzi nam wszystkich.

A co najtrudniejszego jest dla Pani w macierzyństwie, a co sprawia największą radość?

Patrzę na moje dziecko i myślę, jakie mam szczęście, że  jestem jego mamą. Kocham naszą codzienność, choć nie jest łatwa – jestem samotną mamą, więc doskonale rozumiem wszystkie te kobiety, które same ogarniają wszystko. To wyzwanie. I, jak piszę, często padam na ryj, jestem ekstremalnie zmęczona, jedną ręką piszę tekst, a drugą gotuję zupę – mam ten przywilej, że moja praca pozwala mi na taką woltyżerkę. To męczące, czasami sprawia, że nie jestem taką mamą, jaką chciałabym być, i mam z tego powodu wyrzuty sumienia, wiernych towarzyszy każdej matki. Ostatnio mój Gutek – ma 4,5 roku – w swojej zabawkowej taczce przywiózł mi setki zerwanych stokrotek. To jest najpiękniejsze. I kiedy śpiewa, kiedy przytula się, kiedy rysuje błyskawicę i mówi, że to dla mnie. A najtrudniejsze? Zmęczenie, trwoga o niego i puszczenie go w świat. Przy czym, i to jest dla mnie ważny wątek, ja jestem introwertyczką. Trudne jest dla mnie przebywanie wciąż z innymi ludźmi, bo nie mam kiedy naładować baterii. Takich mam introwertyczek jest dużo, bycie na 120 proc z dzieckiem, non stop, na stand by, jest trudne. Ale można też czerpać z tego siłę.

Pracuje już Pani nad kolejną książką? Jeśli tak to może nam Pani zdradzić, co to będzie tym razem?

„Znikając” jest pierwszą częścią tryptyku, który zaplanowałam o matkach. Teraz pracuję nad książką o tych matkach, które są same – w każdym sensie. Takich kobiet, które same ponoszą trud – bo to jest trud – wychowywania dzieci, są w Polsce dwa miliony. To jeden z najwyższych wskaźników w UE.

Udaje się znaleźć wolny czas na lekturę? Jeśli tak to po jakie pozycje najchętniej Pani sięga?

Miałam długą przerwę w czytaniu, co jest o tyle bolesne, że żeby pisać, muszę czytać. W naszym domu rządz Tuwim, Brzechwa i Fredro, ponieważ mój syn delektuje się ich poezją. Jestem zafiksowana na punkcie literatury dla dzieci, hitem jest seria japońskiego pisarza i ilustratora Gen-ichiro Yagu o strupkach, zębach, stopach, włosach i piersiach. Kiedy chcę się oderwać, czytam fantastykę, staram się być na bieżąco z polskimi reportażami. Teraz czytam „Nieznanym szlakiem” Ossendowskiego, Oksanę Zabużko i „Znaczenie kwantowej rewolucji” Carlo Rovelliego – mam nawyk czytania kilku książek jednocześnie. Ostatnio odkryłam audiobooki, bo dzięki temu mogę gotować zupę i przejechać podłogę mopem 😉

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane