Strona głównaWywiadyCały czas nad czymś pracuję, wywiad z Małgorzatą Lis

Ostatnio opublikowane

Cały czas nad czymś pracuję, wywiad z Małgorzatą Lis

Wczoraj opowiadałam Wam o książce Ulecz moje serce, a dzisiaj zapraszam Was na rozmowę z autorką.

Muszę przyznać, że Ulecz moje serce to taka kojąca lektura na jesienne wieczory, chociaż nie brakuje w niej trudnych emocji. Skąd pomysł na tę opowieść?

Zaczęło się od bohaterki. Postanowiłam stworzyć postać pogodną, pełną optymizmu, taką trochę Pollyannę dla dorosłych. Potrzebowałam jej po trudnych powieściach, które wcześniej napisałam. Kiedy już była Zosia, wymyśliłam scenę w kawiarni – qui pro quo podczas randki w ciemno – a potem wszystko się tak jakoś samo potoczyło.

Z którym z bohaterów swojej najnowszej książki zżyła się Pani najbardziej podczas pisania?

Najbardziej z Zosią, bo to główna bohaterka i było jej najwięcej. Choć może to dziwnie zabrzmi, bo przecież to ja ją stworzyłam, ale zarażała mnie swoim optymizmem i pogodą ducha. Jestem raczej realistką ze skłonnością do pesymizmu, dlatego Zosia była dla mnie ważna i mam nadzieję , że również czytelników wprowadzi w dobry nastrój i choć trochę nauczy patrzeć na świat przez różowe okulary.

Gdyby miała Pani możliwość przeżycia życia jakiegokolwiek z bohaterów literackich to kto by to był?

Raczej żaden. Lubię przeżywać z bohaterami różne przygody, uczestniczyć w ich wyborach, kibicować, współczuć. Między innymi dlatego tak dużo czytam i od kliku lat również piszę. Nie chciałabym jednak z nikim się zamienić. Kocham swoje życie i nie chcę innego.

Wiem, że w zbiorze A na niebie blask od gwiazd pojawi się też Pani opowiadanie. Zdradzi Pani nieco o czym jest?

Oczywiście, że tak. Opowiadanie nosi tytuł „Gdzie się spełnił cud”, a jego bohaterką jest Marysia, dość ponura introwertyczka, która zbyt wiele oczekuje od siebie i od innych. Jej przyjaciółka Weronika, kundelek Ciapek i jeszcze ktoś pomagają jej pokochać święta i… siebie.

Łatwiej się pisze taką krótką formę, czy jednak pełnowymiarową powieść?

Trudne pytanie. Z jednej strony napisanie opowiadania okazało się łatwiejsze, niż myślałam, a na dodatek zajęło mi zdecydowanie mniej czasu, z drugiej jednak strony nie dało tyle satysfakcji i nie pozwoliło rozwinąć skrzydeł. W powieści można wprowadzić więcej bohaterów, wejść głębiej w ich przeżycia, wciągnąć się w fascynującą historię. Opowiadanie tego nie zapewnia w takim stopniu.

Czy każdą kolejną premierę swoich książek przeżywa Pani równie mocno, co debiut?

Nie. Pod tym względem debiut był wyjątkowy. Przeżywałam go bardziej, bo to był przecież mój pierwszy raz. Potem to wszystko trochę spowszedniało, ale nadal każda premiera daje mi dużo radości. Cieszę się, że Czytelnicy mogą poznać historię, którą stworzyłam. Jestem też dumna z ukończonego dzieła. Każda książka mnie cieszy i każdą przeżywam.

Pracuje Pani już nad czymś nowym, czy na razie muszę opaść emocje po najnowszej premierze?

Cały czas nad czymś pracuję. W chwili premiery „Ulecz moje serce” pisałam już kolejną powieść, a dwie poprzednie szykowałam, by je wysłać do wydawcy. W moim przypadku największe emocje opadają nie po premierze, ale raczej po skończonym tekście. Wtedy muszę zostawić swoich bohaterów i zacząć przygodę z innymi. A kiedy już wciągnie mnie nowa fabuła, to jak na złość trzeba ją odłożyć, bo przychodzi czas na redakcję poprzedniej. A potem na premierę. Nie ma nudy. Wciąż są emocje i to z różnych powieści naraz.

Marta Mrowiec
Marta Mrowiec
Czyta, pisze, biega, chodzi po górach, ogląda mecze i słucha rapu. Nietypowo typowa kobieta.

Komentarze

Najczęściej czytane